Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna FORUM PRZENIESIONE!
nowy adres: http://exlibris.ifastnet.com
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Każdy dobrze wie... (rozdział IV)

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> FanFiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
psota




Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:36, 30 Lis 2007    Temat postu: Każdy dobrze wie... (rozdział IV)

"Każdy dobrze wie"

Tego, co nam zapisane nie da zmienić się


To moje pierwsze opowiadanie. Tytuł został zainspirowany piosenką „Tak miało być” Molesty Ewenement.
Beta: Sara Maria <pokłon>
__________________________________________________________


ROZDZIAŁ I


„A serce swej pociechy darmo upatruje”*



Pojedynek Bellatrix i Syriusza...

Syriusz wpadający za zasłonę...

Szyderczy śmiech Belli...


- NIE!!! - Przeraźliwy krzyk rozdarł ciszę nocną.
Czarnowłosy chłopak gwałtownie usiadł na łóżku. Właśnie obudził się z kolejnego koszmaru. Światło ulicznej lampy padało na jego sylwetkę. W pokoju panował półmrok. Na jego czole widniały krople potu, klatka piersiowa unosiła się w szaleńczym tempie, a w zielonych oczach widoczny był strach i ogromy ból. Po chwili zaczął uświadamiać sobie, gdzie się znajduje i co się stało. Opadł bezsilnie na posłanie. Wróciły do niego wspomnienia z ostatnich dni szkoły.
- Syriuszu, wróć do mnie – cichy, załamany głos na chwilę wypełnił pustkę.
W oczach chłopaka zalśniły łzy. Z ust wydobył się szloch. Kołysany przez świszczący wiatr wkrótce zapadł w niespokojny sen.


***


- Wiecie, co macie robić?
- Tak, panie. – Pięć pochylonych, ubranych na czarno postaci odpowiedziało zgodnie.
- Już niedługo Dumbledore znajdzie się w trumnie, a bezbronny Harry będzie zdany na moją łaskę. – Szaleńczy śmiech powodujący, że osoby słyszące go, kamieniały ze strachu, a włosy na ich głowach stawały dęba, odbił się echem po ogromnej komnacie.
Komnata była wielkości sali balowej. Marmurową podłogę otaczały kamienne ściany ozdobione rzeźbami przedstawiającymi najpotężniejszych czarodziejów minionych czasów.
Na środku stała wysoka, szczupła postać cała odziana na czarno. Przed nią pochylało się w geście szacunku i pokory pięć innych zakapturzonych postaci.
- Możecie odejść.
Czarnoksiężnicy ukłonili się nisko, po czym tyłem wycofali się do ogromnych, dębowych drzwi.


***

- Severusie, on jest nienormalny. Nott mówił, że pięciu młodych wysłał na jakąś ważną akcję. Kompletnych nowicjuszy.
- A czy on kiedykolwiek był normalny? Ciekawe, co Czarny Pan ma w planach. - Czarnowłosy mężczyzna dopił herbatę.
- Nie podoba mi się to. Nie powiadamia o niczym wewnętrznego kręgu. Nawet Bella nic nie wie.
- Może po prostu nie chce wiedzieć. - Usta Snape wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku.
- Myślisz? - Lewa brew arystokraty powędrowała do góry.
- Podejrzewam.
Lucjusz Malfoy machnięciem ręki przywołał barmana, prosząc go o rachunek, po czym zapłacił za herbatę i dużą kawę.
- Skontaktuj się ze mną, Lucjuszu, jak się czegoś dowiesz - rzekł, podnosząc się z krzesła.
- Oczywiście.

***

- Harry jest bezpieczny u swojego wujostwa. Na razie nie powinniśmy go przenosić do Zakonu Feniksa. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze. – Czarodziej odchylił się w swoim krześle do tyłu.
Severus przytaknął.
Wiedział, ba!, doskonale rozumiał to, iż bezpieczeństwo Złotego Chłopca jest teraz najważniejsze. Ten nieodpowiedzialny bachor był najcenniejszy w tej wojnie. W końcu ktoś musi pokonać Czarnego Pana, a z tego, co głosi przepowiednia wynika, że tylko on posiada dostateczną moc, by to zrobić. Ciekawe, cóż on może mieć takiego niezwykłego w sobie? Trudne dzieciństwo, które Czarny Pan może wykorzystać na wiele sposobów. Naiwność, butność, szlachetność aż do bólu. Odważny... taak, jest odważny, ale ta odwaga częściej przypomina głupotę. Inteligencją nie grzeszy, a jego stosunek do niektórych przedmiotów jest oburzający. Wszyscy za niego decydują i przestawiają, niczym zabawkę z kąta w kąt. Tak, jak ciebie w czasach twego dzieciństwa, Severusie, irytujący głosik odezwał się w głowie Mistrza Eliksirów.
Z ponurych myśli wyrwał go Albus.
- Możesz odejść, dziękuję ci. Jeżeli się czegoś dowiesz, powiadom mnie niezwłocznie.
Mężczyźni pożegnali się i Snape udał się do swych prywatnych komnat.
Albus Dumbledore został sam na sam ze swoimi myślami.

***


W tym samym czasie przed domem państwa Granger pojawiły się dwie zakapturzone postacie. Wiał silny wiatr. Uliczne latarnie przygasły. Marshall i Eryk zbliżyli się do drzwi wejściowych. Cicho, niczym koty przemieszczali się po domu, aż dotarli do sypialni rodziców Hermiony, którzy przytuleni do siebie, spokojnie spali. Zostawili ich w spokoju. W duchu żałowali, że nie mogą się z nimi zabawić, ale rozkaz to rozkaz. Szukali jedynie dziewczyny z burzą loków na głowie. Szybko znaleźli jej pokój. Pchnęli drzwi, które bez żadnych trudności ustąpiły.
- Drętwota – szeptem wypowiedziane zaklęcie wydobyło się z ust Marshalla.
Nieruchomą dziewczynę dodatkowo związali, a później z cichym trzaskiem teleportowali się.


***

Posesja państwa Weasley'ów była okryta mrokiem. W żadnym z okien nie tliło się, choćby jedno światełko. Mieszkańcy Nory pogrążeni byli w krainie snu. Tymczasem trzech czarnoksiężników zakradało się do środka. Mugolskim sposobem otworzyli drzwi, mijając przy tym czarodziejskie zabezpieczenia. Podłoga pod wpływem ich kroków delikatnie skrzypiała. Wspięli się po schodach. Zza drzwi z tabliczką „Ronald Weasley” dobiegało głośne chrapanie. Jedna z postaci weszła do środka, podczas, gdy pozostałe zostały na korytarzu. Śmierciożerca zakneblował i związał śpiącego chłopaka, po czym cała trójka wyszła ze swoją zdobyczą na zewnątrz, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Po dotarciu na skraj lasu, teleportowali się.

***

__________________________________________

* Fragment "Trenu VIII" Jana Kochanowskiego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez psota dnia Nie 11:48, 23 Gru 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Seira




Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Opole

PostWysłany: Pią 20:11, 30 Lis 2007    Temat postu:

Zaintrygowało mnie to opowiadanie. Po pierwszym rozdziale nie da się go ocenić, ale myślę, że dalej będzie jeszcze lepiej.

Dziwne, że przy tej "akcji" śmierciożerców nikt się nie obudził - ani porywani, ani domownicy jak ktoś gdzieś stwierdził, niemożliwe jest, że śmierciożercy tak poprostu sobie weszli i nie narobili hałasu.

Ale jak na początek jest dobrze^^


Wklejaj następne rozdziały


Seira


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
psota




Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:35, 30 Lis 2007    Temat postu:

ROZDZIAŁ II

„ Szczere pustki w domu”*




Ocknęła się w ciemnym, wilgotnym lochu. Niepewnie rozejrzała się wokół, prawie natychmiast dostrzegając niewyraźny zarys postaci. Bezszelestnie zbliżyła się do niej i przełamując swój strach, wyszeptała cichutko:
- Kim jesteś?
- Hermiona, nic ci nie jest? Wreszcie się obudziłaś! – Rudy chłopak aż podskoczył.
- Ron! Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłeś?
- Nie wiem. Ja…. po prostu obudziłem się tutaj.
- Gdzie my jesteśmy?
- Nie wiem.
Przez chwilę siedzieli w zupełnej ciszy. Pomieszczenie było małych rozmiarów - raptem pięć kroków wzdłuż i wszerz. Na przeciwległej ścianie znajdowały się ogromne, mosiężne drzwi.
- Paaająk… O, tam… – wyjąkał nagle młody Weasley.
- Och, Ron. Po prostu nie patrz na niego.
Chłopak odsunął się od ściany z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
- Jak myślisz, dlaczego się tu znaleźliśmy?
- Może to głupi żart Freda i George'a.
- Nie, raczej nie. Byłeś tu kiedyś, Ron? Słyszałeś o takim miejscu?
Chłopak przecząco pokiwał głową.
- Hermiona, być może Zakon chce nas chronić przed Sam – Wiesz – Kim i dlatego nas tu zamknęli.
- Nie… wydaje mi się, że w takiej sytuacji najpierw by nas powiadomili, a nie porywali w nocy. Poza tym przenieśliby nas w wygodniejsze miejsce.
Hermiona podniosła się z kolan i zaczęła krążyć w kółko, usilnie nad czymś rozmyślając. Wtem, gwałtownie się zatrzymała.
- Ron. – w jej oczach czaił się strach. – A jeśli to śmierciożercy uwięzili nas tutaj, zastawiając pułapkę na Harry’ego?
- Chyba… musimy go ostrzec - odpowiedział piszczącym głosem.
- Najpierw powinniśmy się stąd wydostać – ton głosu dziewczyny wskazywał na desperację.


***


Obudził go pisk opon i głośny huk. Natychmiast zerwał się z łóżka i podbiegł do okna. Na Privet Drive zderzyły się właśnie dwa samochody. Obydwa miały zgniecione przody. Najwidoczniej ktoś zadzwonił po pogotowie, gdyż w niedługim czasie przyjechała karetka. Jakaś kobieta wrzeszczała przeraźliwie, gwałtownie wymachując rękoma. Nieliczni przechodnie zatrzymywali się, by zobaczyć, co zaszło. Chłopak przyglądał się przez chwilę chaosowi panującemu na zewnątrz, po czym z zaskoczeniem dostrzegł siedzącą na parapecie sowę. Uchylił okno na tyle, na ile pozwalały mu kraty i wpuścił ptaka. Sowa była czarno-szara, z brązowymi oczami. „Zupełnie, jak Hermiony” – pomyślał. Do nóżki miała przyczepioną gazetę. Wtedy przypomniał sobie, że jeszcze w czasie roku szkolnego zaprenumerował Proroka Codziennego. Był wczesny ranek, więc od niechcenia rozwinął gazetę.

Wczorajszego wieczoru zaginął najmłodszy syn państwa Weasley'ów, Ronald. Okoliczności tego zdarzenia są niewyjaśnione.
Pani Weasley zauważyła jego brak dopiero nad ranem, wołając dzieci na śniadanie. Gdy udała się do jego pokoju, zastała puste łóżko. Mając złe przeczucia, zaczęła wypytywać wszystkich domowników, czy nie wiedzą, gdzie może teraz być. Przekonawszy się, że nikt nic nie wie, Artur Weasley udał się do Ministerstwa Magii, gdzie zgłosił zaginięcie.
Czyżby syn państwa Weasley uciekł z domu? Młodzież w dzisiejszych czasach robi różne rzeczy.
A może został porwany?

Posesję przeszukują aurorzy. Będziemy państwa informować o dalszym ciągu poszukiwań.



- Nie, tylko nie to... – wyszeptał.
Harry upuścił gazetę, cofnął się kilka kroków do tyłu, po czym osunął na ziemię. Sowa zahukała i odleciała w sobie tylko wiadomym kierunku.


***


W godzinach popołudniowych Kwatera Główna Zakonu Feniksa mieściła prawie wszystkich jej członków. Brakowało jedynie Szalonookiego Moody’ego i Albusa Dumbledore'a. Molly Weasley siedziała przy stole, szlochając i wycierając nos w chusteczkę. Artur, jako przykładny mąż starał się pocieszyć żonę, chociaż sam nie wyglądał za dobrze. Jego twarz była blada, a w oczach iskrzyły się łzy. Tonks, co chwila podawała płaczącej kobiecie chusteczki, wykorzystane wyrzucając do kosza. Reszta członków Zakonu siedziała na krzesłach wkoło stołu. Jedynie Snape stał, opierając się o parapet przy oknie. W pomieszczeniu panowała cisza przerywana łkaniem płaczącej matki. Po chwili dało się słyszeć trzask otwieranych drzwi oraz delikatne skrzypienie podłogi pod wpływem kroków. Do kuchni wszedł Albus Dumbledore. Z cichym westchnieniem usiadł i swoim zwyczajem złączył końcówki palców.
- Witam wszystkich. Sytuacja jest trudna. Nie będę ukrywał, że podejrzewam, iż za tym porwaniem stoi Tom Riddle. - Po tych słowach Molly wybuchła niepohamowanym płaczem. Minewra ze łzami w oczach podniosła się ze swojego miejsca i delikatnie przytuliła płaczącą kobietę.
- Arturze, myślę, że Molly powinna odpocząć. Zaprowadź ją, proszę, na górę – w głosie najpotężniejszego czarodzieja ówczesnych czasów słychać było smutek.
- Ależ oczywiście. Chodź, kochanie. – Pan Weasley podtrzymał trzęsącą się kobietę i powoli zaprowadził na górę.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Kilka minut później w drzwiach kuchni pojawił się Artur, po czym usiadł na wolnym miejscu.
- Wysłałem Alastora, by sprawdził, co z Hermioną Granger, bo ona też jest jednym z najlepszych przyjaciół Harry'ego. Musimy ustalić kilka faktów. – Czarodziej odchylił się do tyłu.
- Severusie, czy dowiedziałeś się czegoś?
- Nie. Nikt z wewnętrznego kręgu nic nie wie. – Po tych słowach Kingsley rzucił Mistrzowi Eliksirów podejrzliwe spojrzenie.
- Harry jest bezpieczny w domu wujostwa, ale musimy postanowić czy… - Wypowiedź przerwał odgłos otwieranych drzwi i kroki kilku osób.
W drzwiach pojawił się Alastor Moddy oraz państwo Granger. Dick i Alicja nie wyglądali najlepiej. Matka Hermiony, przytulana i podtrzymywana przez męża, płakała w jego ramię, a obwódki oczu Dicka były czerwone.
- Panna Hermiona Granger zaginęła dzisiejszej nocy – ogłosił basowym głosem stary auror.
Wszyscy skamienieli. Pierwszy z transu wyrwał się Remus.
- Niech państwo usiądą. - Mówiąc te słowa, wyczarował dwa dodatkowe krzesła oraz gorącą herbatę.
Matka Hermiony z drobną pomocą męża usiadła. Wzięła kubek z herbatą do rąk i upiła łyk. Tymczasem pan Granger przysunął się do niej, rozglądając się przy tym po pomieszczeniu.
- Niestety, ale jestem zmuszony zadać państwu, co najmniej jedno pytanie – rozległ się zmęczony głos Albusa.
- Oczywiście – odpowiedział mężczyzna.
- Tak wiec, jak to się stało?
- Wróciliśmy wieczorem z pracy – podjął swą opowieść Dick. - Hermiona była już w domu. Zjedliśmy wspólnie kolację, porozmawialiśmy ze sobą i ułożyliśmy się spać. Nie działo się nic nadzwyczajnego. W nocy nic nas nie obudziło. Dopiero rano żona zaglądnęła do pokoju Hermiony, gdyż ta nie odpowiadała na wołanie. Nie zastała jej tam. Łóżko było niepościelone, okno zamknięte, więc nic nie wskazuje na to, by uciekła. A jakby gdzieś wychodziła, powiadomiłaby nas o tym. To dobre dziecko.
- Zadzwoniliśmy na policję, która kazała nam obdzwonić wszystkie koleżanki córki i samemu poszukać jej, a gdyby się nie znalazła po 12 godzinach od zaginięcia, zgłosić to – wtrąciła drżącym głosem Alicja. – Gdzie ona jest? Gdzie jest moja córka?
- Na razie tego nie wiemy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by odnaleźć tę dwójkę nastolatków.
- Dwójkę? – padło pytanie Dicka.
- Niestety, tej samej nocy zaginął też syn państwa Weasley’ów, Ronald.
- O mój Boże – wyszeptała Alicja i popatrzyła ze współczuciem na pana Weasley'a.
- Powinni państwo odpocząć. Myślę, że zostaniecie tu do czasu odnalezienia dzieci. To dla waszego bezpieczeństwa.
- Dziękujemy.
- Tonks, zaprowadzisz panią i pana Granger do wolnego pokoju.
- Dobrze. Proszę za mną. – Mężczyzna objął żonę i udał się za aurorką.
Remus Lupin podniósł się ze swojego miejsca i zaczął krążyć po kuchni. Jego czoło zmarszczyło się w zamyśleniu. Tymczasem wróciła już Tonks. Słońce powoli zaczęło kończyć swą podniebną wędrówkę.
- A jeśli to nie Sam - Wiesz – Kto ich porwał? – Pytanie Remusa zawisło w powietrzu.
- A kto inny mógłby to zrobić? – pytaniem na pytanie odpowiedziała profesor transmutacji.
- Czas pokaże – padła odpowiedź z ust Albusa.
- Powinniśmy ściągnąć tu Harry'ego. Błędem było zostawienie go samego po śmierci Syriusza. Ktoś powinien być przy nim, a jeśli nic nie wie, lepiej powiedzieć mu, co się stało.
- Masz rację, Remusie. Zatajanie prawdy przed nim jest złe i sam się o tym przekonałem, poza tym, jeżeli już o tym wie, mógłby zrobić coś, co źle by się skończyło.
- Gryfońska głupota – wtrącił Snape.
- Severusie! – w głosie Minewry dało słyszeć się nutki złości i irytacji.
- A więc, dobrze. Byłbym ci wdzięczny, Remusie, jakbyś się po niego udał w najbliższym czasie. Wszyscy jesteście wolni. – Mówiąc to, Albus podniósł się z swojego miejsca i podążył w stronę drzwi.
Kilkoro członków zakonu rozeszło się w swoją stronę. Reszcie Tonks zaproponowała kolację. Remus udał się na Privet Driver 4.


***


Ocucił go haust zimnej wody. Nad Harrym pochylała się ciotka Petunia z wiadrem w rękach. Wyprostowała się i powiedziała:
- Śniadanie, Potter - po czym wyszła z pokoju.
Podnosząc się z podłogi, poślizgnął się na gazecie i o mało, co nie uderzył o kant łóżka. Ze zrezygnowaniem potrząsnął głową. Przebrał się w za duże rzeczy po kuzynie i zszedł na dół do sterylnie czystej kuchni. Przy stole siedziała już ciotka i Dudley. Wuj Vernon wczoraj wieczorem pojechał na jakąś delegację. Nawet się nie witając, Harry usiadł na swoim miejscu. Zjadł skromne śniadanie składające się z kawałka marchewki i suszonej pomarańczy. Dudley, oczywiście, miał podwójną porcję, ale Harry'ego jakoś to nie obchodziło. Skończywszy, podniósł się i bez słowa udał na podwórko. Od pewnego czasu czuł… no, właśnie, nic nie czuł. Ogarniała go pustka. Syriusz był jedyną rodziną, jaką miał. Nie robiły już na nim żadnego wrażenia wrzaski wuja, krzywe spojrzenia sąsiadów, szepty i śmiechy innych nastolatków kpiących z jego stroju. Dzień w dzień udawał się na ławkę w parku, siedząc i gapiąc się w jeden punkt. Potrafił spędzać w ten sposób całe godziny. Wciąż rozmyślał o tym zdarzeniu w Ministerstwie Magii. W dodatku dzisiaj zaginął jego najlepszy przyjaciel, najprawdopodobniej porwany przez jego największego wroga Lorda Voldemorta. Uderzyło w niego poczucie winy. Zdawał sobie sprawę z tego, iż wszyscy jego najbliżsi znajdują się w ciągłym zagrożeniu.
„Jesteś głupcem, Harry Potterze, i mówię ci, że stracisz wszystko.”- Słowa Toma odbiły się echem w jego głowie. Siedział tak przez chwilę, obserwując czarnego kota, a po jego policzku toczyła się samotna łza.


***


- Witaj, Harry. Zabieram cię do Kwatery. – Zdziwił go widok pustych oczu chłopaka.
- Remusie, co z Ronem?
- Powiem ci wszystko na miejscu. Spakuj się. Łapiemy na trzy. – Lupin trzymał w ręce kawałek starego materiału.
Harry zaczął się krzątać po pokoju, wrzucając po kolei wszystkie rzeczy do kufra. Wziął jeszcze klatkę Hedwigi, która akurat wybrała się na łowy. Gdy już miał wszystko, zbliżył się do przyjaciela Syriusza i wyciągnął rękę.
- Raz... dwa… trzy! – Jednocześnie złapali za poszarpany materiał i po chwili wylądowali w holu Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
- Zanieś swoje rzeczy do pokoju – rzekł Remus.
Chłopak biegiem przemierzywszy schody, znalazł się w pokoju, w którym spał wraz z Ronem. Jego zielone oczy zaszły łzami. Rzucił kufer i szybko zszedł na dół. W kuchni znajdowali się Tonks, Lupin, Moody, bliźniacy Weasley, Kingsley, profesor McGonagall oraz Snape.
- Usiądź, Harry. – Mówiąc to, Tonks podsunęła mu krzesło.
- Echem... Nie wiemy do końca, co stało się z Ronem, ani gdzie się znajduje – oznajmił Kingsley.
Harry zakrył rękami twarz. Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie stukotem deszczu uderzającego o szybę.
- Musicie sprawdzić, czy Hermionie nic się nie stało i to natychmiast! – Chłopak poderwał się z krzesła.
- Widzisz, Harry… - zaczęła Tonks.
- Hermiona zaginęła tej samej nocy – dokończył Moody.
W tym momencie Harry James Potter po raz drugi dzisiejszego dnia zemdlał.


***
_____________________________________________________________________
* fragment "Trenu VIII" Jana Kochanowskiego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
NoName
Administrator



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: NoWhere

PostWysłany: Sob 1:14, 01 Gru 2007    Temat postu:

Witaj na pokładzie, Psota :wink:
To ja się trochę poczepiam... (nie martw się, ja już tak mam :wink: ). Jeśli chodzi o fabułę, to póki co, ciężko jest coś powiedzieć, bo dopiero zaczynasz. Niemniej jednak...
1. Porwanie, jak już zauważyła Seira, wyjątkowo udane i bezproblemowe jak na takich niedoświadczonych małolatów. I tak właściwie to czemu Tom wysłał narybek zamiast doświadczonych, zaprawionych w boju wyjadaczy? Rodzice Hermiony to wprawdzie mugole, ale sama Hermiona jest niezłą czarownicą, a u Weasleyów to już w ogóle cały dom doświadczonych członków Zakonu Feniksa. Niedocenianie przeciwnika zazwyczaj źle się kończy, skąd u Tomusia taka beztroska?I dlaczego Ron nawet się nie obudził? Ja rozumiem, że można mieć mocny sen, ale jednak bez przesady...
2. Absolutnie NIE kupuję sceny rozmowy Severusa z Lucjuszem.

Cytat:
Severusie, on jest nienormalny

Przepraszam, czy oni mówią o swoim kumplu z dormitorium? Po pierwsze, ja słusznie zauważa Snape, czy Tom kiedykolwiek był normalny? A po drugie, Malfoy jest lojalny! A nawet jeśli w twoim fiku zdradza Toma, to mówienie o nim jak o irytującym przełożonym, który się czepia, jest... dziwne. I nie pasuje. I w ogóle gdzie oni są, siedzą sobie w kawiarni i rozmawiają, że Tomusiowi odbiło?! "Wiesz, Czarny Pan ostatni dziwnie się zachowuje. Jeszcze łyżeczkę cukru?" No i ta Bella, która nie chce wiedzieć... Czy my na pewno mówimy o tej samej osobie? O kompletnej wariatce, bez reszty oddanej Czarnemu Panu i jego sprawie? Obłąkanej i niebezpiecznej kobiecie, która wielbi ziemię, po której stąpa jej Pan? Sądzę, że Bella chciałaby wiedzieć wszystko, co wiąże się z Tomem, a on z jej strony nie musi się obawiać zdrady.
Jeśli chodzi o stronę techniczną:
1. Uważaj na zapis dialogu, bo czasem jest dobrze, a czasem wręcz przeciwnie i momentami mam wrażenie, że wybierasz zapis na chybił trafił. Prawidłowo wygląda to tak:

Cytat:
- Tak wygląda zapis dialogu - powiedziała NoName.

Zdanie wypowiedzianie [brak kropki] - czasownik związany z mówieniem [np. powiedział, krzyknął itd., ale małą literą!]. [dopiero tu kropka]albo:
Cytat:
- Tak wygląda zapis dialogu. - Dziewczyna wzniosła oczy do góry, wyraźnie zirytowana.

2. Spróbuj trochę porozwijać zdania, bo kiedy jest natłok zdań pojedynczych zaczyna się to robić strasznie poszarpane, np.:

Cytat:
Czarnowłosy chłopak gwałtownie usiadł na łóżku. Właśnie obudził się z kolejnego koszmaru. Światło ulicznej lampy padało na jego sylwetkę. W pokoju panował półmrok.

Może coś takiego: Czarnowłosy chłopak obudził się z kolejnego koszmaru i gwałtownie usiadł na łóżku. W pokoju panował półmrok, rozjaśniany jedynie przez światło ulicznej latarni, wpadające przez niezasłonięte okno. [To tylko propozycja, na pewno sama coś wymyślisz.]
Na koniec kilka pojedynczych "wpadek".

Cytat:
Mieszkańcy Nory pogrążeni byli w krainie snu

Pogrążeni we śnie, albo przebywali w krainie snu. Nie można być pogrążonym w krainie.
Cytat:
Dzień w dzień udawał się na ławkę w parku, siedząc i gapiąc się w jeden punkt.

Źle zastosowany imiesłów. Nie można udawać się gdzieś jednocześnie siedząc. Można tak: "Dzień w dzień udawał się na ławkę w parku, gdzie spędzał cały dzień, gapiąc się w jeden punkt."
No dobra, to już chyba wystarczy tego maltretowania biednego autora :wink: Możliwe, że ten komentarz wygląda przerażająco, ale to tylko pozory Wesoly Błędy są łatwe do poprawienia, na szczęście nie robisz nic, za co trzeba by cię wysłać do Azkabanu. No to teraz czekam na dalsze części... :twisted:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
psota




Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:22, 01 Gru 2007    Temat postu:

ROZDZIAŁ III

Ledwie w sobie czuję duszę
I tę podobno dać muszę.*





Komnata była małych rozmiarów. Ściany, na których wisiały mapy, zostały utrzymane w tonacji fioletowej. W dużym oknie znajdowały się witraże przedstawiające bujną roślinność; nad nim zaczepiony był stalowy karnisz, z którego zwisała jedwabna zasłona. Po prawej stronie od dębowych drzwi stało biurko, a na nim leżało kilka kartek. U sufitu przyczepiono wielki, pozłacany żyrandol. Podłoga zrobiona została z marmuru. Cztery zamaskowane postacie skłoniły głowy, wyrażając tym swoje posłuszeństwo. W lewym kącie pomieszczenia kulił się mały człowieczek ze szczurzą twarzą.
- Glizdogonie...
- Tak, panie.
- Wyciągnij rękę.


***


Piekący ból w przedramieniu sprawił, że uniósł ociężałe powieki. Resztki, i tak niespokojnego, snu uleciały w niepamięć. Zwlókł się z posłania, stawiając nogi na puszystym dywanie. W kominku naprzeciwko żarzyły się węgielki. Podszedł do ciemnobrązowej szafy i zaczął w niej grzebać. W jego bladych rękach ukazały się czarne szaty oraz maska. Szybkim krokiem udał się do łazienki, gdzie zimną wodą opłukał twarz. Narzucił na siebie strój, sprawdzając w lustrze, czy dobrze leży, po czym napisał kilka słów na skrawku pergaminu. W pośpiechu przemierzył korytarze oraz błonia. Dobiegłszy do Zakazanego Lasu, Severus Snape teleportował się.


***


Przestraszył ich chrzęst klucza otwierającego drzwi. Wymieniwszy zaniepokojone spojrzenia, zerwali się na równe nogi. W progu ukazały się dwie zamaskowane postacie. Powoli zbliżyły się do nastolatków, po czym wyprowadziły z celi, cały czas trzymając w żelaznym uścisku. Ron zaczął się szarpać, czym pogorszył swoją sytuację. Śmierciożerca wykręcił mu ręce, powodując tym ból nie do zniesienia. Szli długim, ciemnym korytarzem z wysokim sklepieniem. Drogę oświetlały im pochodnie zawieszone na stalowych hakach. Wciąż skręcali, co chwila mijając inne pomieszczenia. Głębokim echem odbijał się stukot ich butów. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, tworząc gigantyczny labirynt. Dotarli w końcu do ogromnych, drewnianych schodów, na których szczycie znajdowały się ogromne wrota. Postać trzymająca Hermionę nacisnęła mosiężną klamkę w kształcie węża. Oczom młodych gryfonów ukazała się wielka komnata, na środku której widać było tron zajmowany przez samego Lorda Voldemorta. Otaczał go krąg śmierciożerców.
- Witam moich gości - rozległ się syczący głos, a drzwi natychmiast zamknęły się z hukiem.
Gryfoni stali, jak spetryfikowani. Tymczasem Czarny Pan podniósł się ze swojego miejsca i podążył w ich stronę. Machnięciem ręki nakazał puścić nastolatków. Słudzy Lorda udali się na swoje miejsca. Wewnętrzny krąg przesunął się tak, by otoczyć przerażonych Rona i Hermionę. Posągi czarodziejów, które pod wpływem światła zdawały się pochylać nad osobami, potęgowały ich strach.
- Czego chcesz? Nie uda ci się zwabić tu Harry'ego! - wrzasnął Ron.
- Crucio. - Zaklęcie ugodziło rudego chłopaka w pierś.
Zgiął się w pół, a z jego ust wydobył się krzyk. Hermiona z przerażeniem patrzyła na upadającego przyjaciela, nie wiedząc, co robić.
- Mam nadzieję, że to cię nauczy szacunku. Natomiast Potter... Mam całkiem inne zamiary względem niego.
Po tych słowach odwrócił się i z powrotem udał na swój tron.
- Złożycie mi przysięgę - ten syczący głos nie wróżył nic dobrego.
- A co, jeśli się nie zgodzimy? - Po chwili milczenia takie pytanie wydobyło się z zaschniętego gardła dziewczyny.
- Przygotowałem się na taką ewentualność.
Na znak dany przez Czarnego Pana dwóch śmierciożerców przyprowadziło rodziców nastolatków. Hermiona poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Ron zbladł gwałtownie, niedowierzająco kręcąc głową. Zarówno państwo Granger, jak i Weasley'owie sprawiali wrażenie osób, które przez dłuższy czas przebywały w niewoli.
- Przyrzekniecie wszystko, co tylko zechcę na śmierć i życie... W innym wypadku wasi najbliżsi ucierpią.
- Na śmierć i życie? - w głosie Hermiony słychać było niedowierzanie.
- Widzę, że panna Granger orientuje się, o co chodzi.
Ron popatrzył na przyjaciółkę, nic nie rozumiejąc.
- Zatem wytłumacz to swojemu przyjacielowi.
- Składając przysięgę na śmierć i życie - zaczęła drżącym głosem - przysięgamy jednej lub kilku osobom, że dotrzymamy warunków nam postawionych do czasu zakończenia terminu przysięgi, a tym może być jedynie śmierć osoby, której przyrzekaliśmy lub zwolnienie z przysięgi przez tę osobę. Przyrzekający będą żyć, jeżeli będą dotrzymywać danego słowa. Jeśli zaś zerwą albo spróbują oszukać przysięgę, czego nie da się zrobić, umrą. Jedyną ucieczką przed złożonymi warunkami jest śmierć.
Patrząc na coraz bardziej przerażony wyraz twarzy Rona, sama zaczęła się trząść.
Tymczasem Lord Voldemort z zaciekawieniem przyglądał się swoim gościom. Jego plan był idealny. Pierwszy punkt został zrealizowany. Ma przed sobą dwójkę najlepszych przyjaciół Harry'ego Pottera, którzy zdani są wyłącznie na jego łaskę. Bez żadnych problemów mógłby ich zabić, jednakże nie na tym mu zależało. To właśnie oni byli pierwszym z najbardziej bolesnych ciosów, jakie zada temu okropnemu chłopakowi. Tym razem będzie niszczył go stopniowo, aż na samym końcu nie zostanie mu nic prócz martwego ciała. Czas na małą zabawę, Potter.
- Warunki - podniósł się ze swojego miejsca, po czym stawiając kilka kroków, powiedział - po pierwsze będziecie dostarczać mi informacje o Harrym... jak się uczy, komu ufa, kto mu się podoba, co go martwi, a co cieszy... słowem, wszystko. - Zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się, co powiedzieć dalej. - W ostatecznej bitwie, jeśli do takiej dojdzie, staniecie po mojej stronie, jako moi wierni słudzy. Nie będę wymagać od was pełnego posłuszeństwa, jedynie spełniania moich poleceń. Oczywiście, nie piśniecie ani słowa na temat tego, co tu zaszło.
- Nigdy! - krzyknął Ron.
- Nad tym bym się zastanowił, panie Weasley.
Rodzice nastolatków zostali podprowadzeni do Lorda Voldemorta, którego usta wykrzywił paskudny grymas.
- Jak już powiedziałem, przysięgę tę złożycie na śmierć i życie. A więc, decyzja należy do was.
- Nie staniemy po twojej stronie - głos Hermiony nie brzmiał przekonująco.
Lord Voldemort powoli odwrócił się i skierował różdżkę na ojca panny Granger.
-Crucio. - Ojciec Hermiony upadł na ziemię z krzykiem, podciągając kolana pod brodę. W tym samym czasie trzech innych śmierciożerów podniosło swoje różdżki, wypowiadając zaklęcie. Państwo Granger i Weasley zwijali się na podłodze, wrzeszcząc przeraźliwie. Na ich twarzach malował się ogromny ból. Z trudem łapali powietrze.
- Nie! Zostawcie ich! Dosyć! - Hermiona przerwała bolesną klątwę.
Ron stał, tylko patrząc na scenę rozgrywającą się przed jego oczami. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jego rodzice byli torturowani, a on nie miał pojęcia, co robić. Z transu wyrwał go dopiero głos Hermiony.
- Przyrzekniemy, co zechcesz... tylko... tylko nie rób im krzywdy i wypuść ich na wolność.
- Panie Weasley?
Ronald nie mogąc wydusić z siebie żadnego głosu, przytaknął jedynie głową.
- Czas zacząć rytuał.


***


Czuł się wypoczęty. Leżał na czymś miękkim, opatulony kołdrą aż pod szyję. W powietrzu unosił się zapach herbacianych róż. Nie chciał otwierać oczu, gdyż musiałby zderzyć się z szarą rzeczywistością, a na to nie był jeszcze gotowy. Wtem, usłyszał oddalony szmer, jakby zamykanych drzwi. Ktoś wyszedł z pokoju.
Harry Potter leżąc nieruchomo, nasłuchiwał, czy ktoś jeszcze nie znajduje się w tym pomieszczeniu. Gdy był już pewien, powoli otworzył oczy.
Znajdował się w obszernej komnacie w ogóle nieprzypominającej miejsca, w którym sypiał wraz z Ronem. Nad sobą miał czarny baldachim z delikatnej tkaniny. Ściany koloru ciemnozielonego ozdabiały wzory w kształcie bordowych róż. Uniósł się na łokciu, by móc obejrzeć całe pomieszczenie. Po swojej lewej stronie, jakieś dziesięć kroków od łóżka, znajdowały się drzwi. Obok stała komoda w kolorze bordowym, a na niej mały wazonik z różami. Prawie całą ścianę zajmowało okno, przez które wpadały słoneczne promienie. Naprzeciwko siebie miał biurko z czarnego drewna, spod którego wysuwał się puszysty dywan w kolorze bieli. Kolor ten łamał i rozświetlał cały pokój, czyniąc go o wiele cieplejszym. Całość wnętrza dopełniało kilka obrazów przedstawiających pola i lasy oraz wielki świecznik stojący na podłodze przy drugich, wąskich drzwiach.
Ostatnimi słowami, jakie pamiętał, były te wypowiedziane przez Moody'ego. O tym, że Hermiona również zaginęła. Znowu zemdlałem. Zaczyna mi to wchodzić w nawyk, gorzka myśl przemknęła mu przez głowę. Doszedł do wniosku, że musieli przenieść go w jakieś nieznane mu pomieszczenie w siedzibie Zakonu Feniksa. Chłopak był wyczerpany zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Potrzebował dużo spokoju. Przekręcił się na bok, nakrywając się kołdrą po uszy. Myślał o przyjaciołach, zadając sobie pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze ich zobaczy. Zmęczony wszystkim, co się działo ostatnimi czasy, powolutku zapadł w sen.


***


- Nic dziwnego, że zemdlał - w głosie szkolnej pielęgniarki słychać było smutek oraz ironię.
- Co przez to rozumiesz, Poppy?
W gabinecie dyrektora Hogwartu znajdowały się trzy osoby: Albus Dumbledore, Minerwa Mcgonagall i pani Pomfrey.
- Chłopak jest wygłodzony i odwodniony. Widać, że nie jadł od kilku dni. Na jego ciele widnieją liczne siniaki. Poza tym miał złamane żebro, rękę w nadgarstku oraz palce u nóg i u rąk. Kości te zrosły się same. Bez opieki specjalistycznej - swoją wypowiedź przerwała ciężkim westchnieniem. - Nad Harrym musiał się ktoś znęcać. Jego organizm jest w tragicznym stanie. Potrzebuje dużo odpoczynku i snu, przede wszystkim. Ustalę też odpowiednią dietę, gdyż żołądek dostający małe ilości pokarmu, kurczy się. Gdyby nagle zjadł zbyt dużo, mogłoby to spowodować uciążliwe wymioty, chociaż wątpię w to, iż ma apetyt.
W pomieszczeniu zapadło nieprzyjemne milczenie. Albus zaczynał rozumieć swój błąd. Już dawno powinien zabrać Harry’ego z domu wujostwa. Nie słuchał Molly, która twierdziła, że chłopak jest głodzony, a w oknach ma kraty. Przekonywał sam siebie, że troska pani Weasley jest wywołana tak licznym potomstwem oraz zwykłą ludzką dobrocią.
Nigdy nie powiedziałby, że siostra Lily wyrośnie na taką bezduszną kobietę.


***


Patrzył na płaczącą dziewczynę przytulaną przez rudego chłopaka. Druga część planu została wykonana. Ma w swojej garści bezcenną broń, którą zamierza wykorzystać. Musi uzbroić się w cierpliwość. Czas zbierze swoje żniwo, a jego mocy już nikt nie śmie podważyć. Pochylił się nad nastolatkami i rzekł:
- Moi naiwni gryfoni - z jego ust wydobył się cichy szaleńczy śmiech. - To nie wasi rodzice stoją przed wami.
Hermiona uniosła głowę.
- Eliksir wielosokowy jest bardzo przydatny, nieprawdaż? - Mówiąc te słowa, odwrócił się i spojrzał na podnoszących się z ziemi, rzekomych rodziców przyjaciół.
-Nie... - Ron już doskonale wiedział, co Czarny Pan ma na myśli.
Pamiętał, jak na drugim roku Hermiona przygotowała właśnie ten eliksir dla niego i Harry’ego. Przemienili się wtedy w goryli Malfoy’a. A teraz dali się zwyczajnie podejść i złożyli przysięgę, od której nie ma odwrotu. Zdradzili tym Harry’ego, jak niegdyś Peter zdradził Potterów.
- Zabierzcie ich.
Śmierciożercy gwałtownie rozerwali przytulających się uczniów, po czym zaprowadzili do tej samej celi, co na początku.
- Zbliża się południe. - Lord Voldemort powiódł wzrokiem po czarnoksiężnikach. - Możecie odejść. Severusie, ty zostań.
Severus Snape był całkowicie bezradny. W żaden sposób nie mógł pomóc tej dwójce Gryfonów, nie narażając przy tym siebie. Czarny Pan zamierzał wykonać swój plan, robiąc przy tym wszystko, by nic nie stanęło mu na drodze. Przed tym spotkaniem kazał wszystkim przyrzec, że nie zdradzą warunków przysięgi zawartej przez nastolatków.
- Za kilka dni stawisz się tu i zabierzesz stąd pana Weasley'a oraz pannę Granger do ich domów. Dumbledore'owi zaś powiesz, że wybłagałeś u mnie ich uwolnienie w szybszym czasie, czym bardziej wkupisz się w jego łaski. Mam też dla ciebie listę eliksirów do wykonania. - W szarej dłoni ukazał się pergamin. - Postaraj się je wykonać, jak najszybciej.
Mistrz Eliksirów skłoniwszy głowę z szacunkiem, odebrał kartkę.
- Możesz odejść. - Po tych słowach Severus ukłonił się jeszcze raz, po czym wycofał się do drzwi.
Wychodząc z twierdzy, zaczerpnął świeżego powietrza. Zmęczony i niewyspany udał się do Hogwartu, zastanawiając się, jak powiadomić o tym Dumbledore'a. Zapowiadał się kolejny, ciężki dzień, na który nie miał siły ani ochoty.


_________________________________________
* Fragment „Trenu XVII” Jana Kochanowskiego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
psota




Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:01, 21 Gru 2007    Temat postu:

Ostrzeżenie : przemoc

_______________________________________________



ROZDZIAŁ IV



Żałości, co mi czynisz? Owa już oboje
Mam stracić - i pociechę, i baczenie swoje?*





Nad sobą ujrzał wielki, spiczasty nos oddzielający oczy wielkości piłek tenisowych.
- Zgredek? Co ty tu robisz? – Odruchowo wyciągnął rękę po okulary.
Skrzat zsunął się na koniec łóżka i promiennie się uśmiechając, rzekł:
- Pan Lupin kazał Zgredkowi obudzić Harry’ego i prosić go na śniadanie.
- Śniadanie? – ton głosu chłopaka wyrażał zdziwienie. – Zaraz zejdę.
Z cichym pyknięciem skrzat zniknął.
Musiałem przespać połowę dnia i całą noc, pomyślał Harry Potter, siadając na łóżku. Delikatnie przesunął materiał baldachimu, po czym zgramolił się z łóżka, opierając nogi na drewnianej podłodze. Zbyt gwałtownie stanął, co spowodowało zawroty głowy. Zamykając oczy i podpierając się na jednym z filarów, starał się opanować mdłości. Gdy już był pewien, że nie przewróci się, stawiając krok, ruszył przed siebie w poszukiwaniu kufra. Nie widząc go nigdzie na wierzchu, skierował się do szafy. Z ogromnym zdziwieniem zauważył tam nowe, czyste ubrania. Wszystkie rzeczy poukładane były w kostkę, zaś szaty czarodziejskie wisiały na wieszakach z lewej strony. Powoli schylił się po czystą bieliznę. Udając się do łazienki, która - jak podejrzewał - znajdowała się za wąskimi drzwiczkami, zabrał ze sobą jeszcze parę jasnych jeansów oraz granatowy podkoszulek. Przeszedł przez biały, puszysty dywan delikatnie łaskoczący jego stopy.
Stając w progu łazienki z zaciekawieniem rozglądnął się po jej wnętrzu. Ściany oraz podłoga pokryte były kafelkami z wizerunkiem pnących roślin. Z brzegu stała ogromna wanna, a nieopodal wisiała zamykana, szklana szafeczka na przybory do higieny osobistej. Zaraz obok znajdował się zlew; nad nim wisiało okrągłe lustro.
Po swojej prawej stronie miał prysznic oraz wiklinową podstawkę na ręczniki. Resztę wystroju dopełniał chodniczek oraz drobiazgi zrobione z wikliny. Głównym punktem oświetlenia pomieszczenia była srebrzysta, szklana kula przyczepiona u sufitu. W zagłębieniu ściany znajdowała się ubikacja.
Przewieszając przyniesione ubrania przez brzeg wanny, skierował się do lustra. Krytycznym wzrokiem obrzucił swoją twarz. Cienie pod oczami zniknęły, jednak wyróżniały się wystające kości policzkowe oraz szrama biegnąca przez całą szyję, a kończąca się w lewym kąciku ust. Dawno nieścinane włosy spływały niemalże do ramion.
Harry wykonał poranne czynności, po czym ubrał się i postanowił zejść na dół. Przemierzając drogę do kuchni, stwierdził, że znajduje się w drugiej części domu. W obszernej jadalni czekał już na niego Remus ze śniadaniem.
- Jak się spało? – zapytał Lupin, delikatnie uśmiechając się na widok chłopaka.
- Dobrze. Dziękuję – Harry posłał mu słaby uśmiech.
- Siadaj, śniadanie gotowe.
Wykonał polecenie przyjaciela rodziny. Krzywiąc się, podniósł łyżkę z zupą mleczną do ust. Nie miał ochoty na jakikolwiek posiłek. Przyzwyczaił się do małych ilości pokarmu, czy też jego braku. Na początku wakacji odczuwał ogromny głód, który starał się wypełnić poukrywanymi w różnych miejscach papierosami kuzyna. Z dnia na dzień tracił coraz bardziej na wadze.
Tymczasem, od czasu pojawienia się Harry’ego w kuchni, Remus zaczął go obserwować. Na pierwszy rzut oka widać było, że chłopak jest niedożywiony. Był, jak na swój wiek przeraźliwie chudy. Gdyby tak postawić go w samych slipkach, na pewno ujrzałby kościste ramiona, zapadnięty brzuch, wystające żebra oraz sterczące łopatki. Patrzył, jak młodzieniec z niechęcią wymalowaną na twarzy podnosi łyżkę i krzywiąc się niemiłosiernie, przełyka.
- Może chcesz do tego bułkę?
- Nie, dziękuję. Remusie?
- Tak, Harry.
- Kto kiedyś zamieszkiwał pokój, w którym spałem? - To pytanie zaskoczyło wilkołaka.
- To był pokój Syriusza. – Po tym stwierdzeniu zauważył cień bólu przebiegający przez twarz młodzieńca. - Jego matka go urządziła. Walburgia Black kochała róże. Kiedy Syriusz miał się urodzić, samodzielnie dobrała wszystkie meble i wystrój wnętrza. Zamiast łóżka stała tam wtedy duża kołyska, a przy niej fotel. Możemy później poszukać starych zdjęć. Jeśli chcesz, oczywiście.
- Tak, chcę. To moja wina, że on nie żyje, gdybym…
- Nieprawda, Harry – przerwał Lupin, kładąc dłoń na dłoni chłopaka i delikatnie ją ścisnął. – Nie mogłeś przewidzieć tego, co wydarzyło się w Ministerstwie tak, jak nie wiedziałeś, że to podstęp Sam- Wiesz – Kogo. – Harry skrzywił się, słysząc to określenie, co nie umknęło uwadze Remusa.
- Jest to wina tylko i wyłącznie Czarnego Pana, który manipulował twoimi snami, by zwabić cię w tamto miejsce. Wykazałeś się ogromną szlachetnością i odwagą, chcąc ratować ojca chrzestnego. On to docenił, Harry, i jestem pewien, że nie chciałby, żebyś się teraz obwiniał.
Chłopak niepewnie pokiwał głową. Po chwili milczenia zaczął podnosić się ze swojego miejsca.
- Powinieneś zjeść więcej.
- Chciałbym się przejść. Jak wrócę, to dokończę.
- Tylko nie oddalaj się od domu. Mogę ci jedynie powiedzieć, że za ścianą bluszczu znajduje się pozostałość po ogrodzie matki Syriusza.
Chłopiec kiwnął głową na znak tego, iż rozumie, po czym udał się na podwórko.


***


Powolnym krokiem przechadzała się miedzy kolejnymi wystawami sklepów. Ludzie, co chwila wybuchali śmiechem, czy też głośno się o coś kłócili. Idąc, trzeba było uważać, by nie wejść w inną osobę chcącą udać się w sobie tylko wiadomym kierunku. Przyjemną atmosferę panującą na ulicy Pokątnej szpeciły ogłoszenia ze zdjęciami zbiegłych śmierciożerów. Gdzieniegdzie widać było mundur aurora pilnującego bezpieczeństwa.
Kupiła wszystko, co należało. W torbie znajdowała się ładna, niebieska sukienka, którą zamierzała włożyć dzisiejszego wieczoru. Zamówiła ją jeszcze w czasie roku szkolnego. Kilka razy zmieniała szczegóły fasonu i dodatków, by wyglądała, jak najładniej. To jej urodziny. Nie mogła się doczekać przyjęcia, na którym znajdą się jej najlepsi przyjaciele z Japonii.
Skręciła w mniej ruchliwą uliczkę. Idąc, zatopiona we własnych myślach nie zauważyła, że ktoś ją śledzi. Nie zdawała sobie też sprawy, że idzie nie w tym, co trzeba kierunku. Rodzice mieli czekać na nią niedaleko, przy jednym z mniej znanych wyjść z Pokątnej. Wtem, wpadła na kogoś. Upadła na ziemię, rozsypując zakupy. Przed nią stał starszy mężczyzna w zielonej pelerynie. Była pewna, że nigdy wcześniej go nie spotkała.
- Przepraszam – wydukała.
Minął ją bez słowa, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Podniosła się z chodnika i pozbierała swoje rzeczy. Prostując się i rozglądając, zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie tak naprawdę się znajduje. Budynki wokół były obskurne, zaś w niektórych oknach brakowało szyb. Na dodatek zaczęły zbierać się chmury; najwyraźniej zanosiło się na deszcz. Nie mając zbyt dużego wyboru, postanowiła zawrócić. Odwracając się i stawiając kilka kroków, usłyszała za sobą szelest. Przeszedł ją zimny dreszcz. Z domu, obok którego przechodziła, wyszła ubrana na czarno postać i zatrzymała się przed nią. Chciała ją minąć, lecz z tyłu usłyszała:
- Drętwota.
Upadła na ziemię. Ktoś z twarzą ukrytą za białą maską pochylił się nad nią, po czym podniósł z ziemi i przewiesił przez ramię. Zaczęła ogarniać ją panika. Wiedziała, że znajduje się w rękach śmierciożerców.
Osoba niosąca ją weszła na klatkę schodową jednego z budynków i skierowała się do piwnicy. Poczuła, że uderza o zimną podłogę. Znajdowała się w zaciemnionym pomieszczeniu. Na starym krześle przed nią siedział jegomość, na którego przed chwilą wpadła. Pośrodku stał drewniany stół.
- Zabawcie się z nią, a później zabijcie. – Słysząc te słowa, miała wrażenie, że to jakiś głupi żart.- Ciała pozbądźcie się w dowolny sposób.
Mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca. Obrzucił dziewczynę ironicznym spojrzeniem, po czym skierował się do drzwi. Marshall i Eryk wymienili zadowolone spojrzenia. Za dobrze wykonane zadanie otrzymali nagrodę od Czarnego Pana. Mogli sobie wybrać do zabawy jedną z uczennic Hogwartu. Dostarczyć go mieli inni słudzy Lorda. Wpadła im w oko czarnowłosa dziewczyna w wieku około szesnastu lat. Jej rysy twarzy wskazywały na to, iż pochodzi z krajów azjatyckich.
- No, mała, bądź grzeczna. – Na te słowa, Eryk zachichotał złośliwie.
Jeden z mężczyzn zdjął z niej zaklęcie; złapał ją za ramiona, podnosząc do góry, po czym położył na stół. Zaczęła się szarpać i wyrywać, lecz nie dała sobie rady z dwoma dobrze zbudowanymi mężczyznami. Eryk zerwał z niej bluzkę i podciągnął spódnicę.
- Zostawcie mnie! - wrzeszczała.
- Sillencio! – Zaklęcie Marshalla skutecznie ją uciszyło.
Śmierciożercy brutalnie zgwałcili bezbronną dziewczynę. Nie miała szans na ucieczkę.
Jej czarne, proste włosy specjalnie przygotowane na dzisiejszy wieczór leżały w nieładzie na blacie stołu. Czuła ogromny ból rozrywający jej ciało. Po policzkach spływały jej łzy. W końcu wszystko ustało. Ciszę przerywało jedynie sapanie wydobywające się z gardeł jej oprawców. Ujrzała nad sobą różdżkę.
- Avada Kedavra! – Zielony płomień zakończył bolesne doświadczenie dzisiejszego dnia.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Cho Chang umarła w dniu swoich urodzin.


***


- Tak wygląda sytuacja.
W pomieszczeniu zapadło milczenie. Wszystko zaczęło się komplikować. Rozpoczęła się kolejna wojna w świecie czarodziejów.
- Postaraj się, Severusie, zrobić wszystko, co możliwe, by ich stamtąd wyciągnąć.
- Oczywiście.
- Pozostaje nam jeszcze kwestia wyboru nauczyciela obrony przed czarną magią.
- Doskonale wiesz…
- Tak, Severusie – przerwał Dumbledore. – Ty też doskonale wiesz, że jeśli dałbym ci to stanowisko, utraciłbym dobrego nauczyciela eliksirów. Na twoje miejsce nie znajdę nikogo zaufanego.
Snape przytaknął. Zawsze rozmowa na ten temat kończyła się odmową. Przynajmniej teraz dyrektor miał ważny powód. Jakby przyjął kogoś obcego, mogłoby skończyć się to tragicznie dla uczniów. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, iż do niektórych eliksirów można dodać substancje trujące, których nie wykryją zwykłe nastolatki. Trudne jest to nawet dla mistrzów eliksirów.
Z rozmyślań wyrwał go głos Albusa.
- Proponujesz kogoś? Może Tonks?
- Jeżeli wcześniej czegoś nie rozwali. – Prychnięcie wydobyło się z jego ust.
- Pomyśl nad tym. Jest to bardzo ważne. – Zamilkł, prostując się na krześle. - Wydaje mi się, że powinieneś odpocząć. Masz za sobą ciężką noc.
Severus Snape ponownie przytaknął, podnosząc się z krzesła. Przyda mu się odrobina snu. Pożegnał się, po czym udał do swoich lochów.
Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore popatrzył na feniksa. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by ta wojna skończyła się wygraną dobra. Użyje wszystkich możliwych środków, nie zważając na cenę. Jego nadzieją jest Harry Potter, którego zamierzał wtajemniczyć w plan odnalezienia horkruksów. Wierzył w moc, jaką posiadał ten młodzieniec. W moc, której nie zna Czarny Pan, a która go zniszczy.


***


Wczoraj dostali wiadomość od Kingsley’a, że zostaną z całą rodziną przeniesieni do Kwatery Zakonu. Miała nadzieję, że spotka tam Harry’ego. Martwiła się o niego. Słysząc wiadomość o zaginięciu brata, czuła się, jakby ktoś próbował wyrwać kawałek jej serca. Fred i George od tego czasu chodzili przygnębieni. Nawet Percy pojawił się kilka razy w domu.
Miała nadzieję, że Ron oraz Hermiona odnajdą się, jak najszybciej. Cali i zdrowi.
- Ginny, pośpiesz się! – Głos Molly oderwał ją od patrzenia na las roztaczający się za oknem.
- Już idę! – odkrzyknęła.
Złapała swój kufer i wzięła ze sobą zdjęcie z pobytu w Egipcie przedstawiające całą rodzinę. Rozglądnęła się jeszcze po pokoju. Dochodząc do wniosku, że wszystko ma, zbiegła na dół. W kuchni zastała braci bliźniaków oraz rodziców. Artur trzymał w ręce stary trampek. Na trzy, cztery złapali go i przenieśli się do kwatery.
W holu domu Blacków przywitał ich z serdecznym uśmiechem Remus Lupin. Zgredek wraz ze Stworkiem zaprowadzili ich do pokoi. Ginny dostała podobną kwaterę, w której spała z Hermioną. Ta różniła się jedynie tym, iż mieściła tylko jedno łóżko. Stawiając kufer, stwierdziła, że rozpakuje się później, a teraz poszuka Harry’ego.
- Profesorze Lupin? – zagadnęła Remusa kręcącego się po salonie.
- Słucham?
- Widział pan Harry’ego?
- Poszedł za dom. Jeśli się nie mylę, to jest w starym, zarośniętym ogrodzie pani Black. Poszukaj go.
- Dziękuję.
Na dworze panował upał. Nieba nie przysłaniała żadna chmurka. Skierowała się za posesję. Dochodząc do ściany bluszczu, zobaczyła wydarte przejście między roślinami. Pochylając się i przechodząc pod zielonym sklepieniem liści, jej oczom ukazał się piękny widok. Przed sobą miała małe bajorko, na którym rosły lilie wodne. Niski płotek z białych desek porastała dzika róża. Ścieżki usypane były z drobnych kamyczków. Wkoło rosły różne odmiany róż. Znajdowało się też tam kilka wysokich drzew. Jednym z nich była płacząca wierzba, pod którą znajdowała się huśtawka złożona z dwóch lin i przyczepionej do niej deski. Na niej właśnie siedział Harry Potter. Nie zauważył Ginny. Delikatnie się bujając, zapatrzony był w jakiś punkt. Zbliżyła się do niego, po drodze wdychając odurzający zapach kwiatów.
- Cześć.
- Ginny? – Poderwał głowę do góry, po czym zeskoczył z huśtawki. – A co ty tu robisz?
- Profesor Dumbledore kazał nas przenieść do Kwatery.
Popatrzył na jej twarz. Na policzkach widniały jeszcze ślady po łzach. Musiała płakać. Nic dziwnego, w końcu to jej brat zaginął. Ubrana była w jasną bluzkę na ramiączkach oraz brązowe rybaczki. Na nogach miała sandały z cienkich pasków. Płomiennie rude włosy związane zostały w ciasny kok.
Usiedli na trawie. Nie musieli nic mówić. Każde z nich zatopione było we własnych myślach. Obydwu zaginął ostatnio ktoś bliski. Przerażała ich myśl nadchodzącej wojny, która zbliżała się szybkimi krokami. Przecież już tyle ludzi zginęło z rąk Lorda Voldemorta. Zdawali sobie sprawę, że muszą cieszyć się każdą błahą, szczęśliwą chwilą, ponieważ w przyszłości może ich brakować.
Przesiedzieli tak całe popołudnie, udając się do kwatery dopiero na kolację.


__________________________________________
* Fragment „Trenu XI” Jana Kochanowskiego


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
NoName
Administrator



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: NoWhere

PostWysłany: Nie 1:56, 03 Lut 2008    Temat postu:

Z przyczyn technicznych Forum EL zostaje przeniesione.

[link widoczny dla zalogowanych]

Wszystkie posty zostały już przeniesione, prosimy użytkowników o rejestrowanie się, aby można było przyporządkować posty do użytkownika Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> FanFiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin