 |
FORUM PRZENIESIONE! nowy adres: http://exlibris.ifastnet.com
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
NoName
Administrator
Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: NoWhere
|
Wysłany: Pią 23:44, 16 Lis 2007 Temat postu: Szczęśliwego Nowego Roku! [spojler HP&DH] |
|
|
Tytuł oryginału: Bonne année
Autor: Meish Kaos
Link do oryginału: pojawi się jak tylko go odnajdę
Zgoda autorki: jest
Tłumaczenie: NoName
Gatunek: komedia
Klasyfikacja: G
Ostrzeżenia: spojler 7 tomu
Dedykuję to tłumaczenie miłym panom z komunikacji miejskiej, którzy strajkują trzeci dzień z rzędu i wcale nie mają zamiaru przestać, w związku z czym jestem niejako uwięziona w swojej dzielnicy. Nie, żeby to była brzydka dzielnica, ale mimo wszystko, zaczynam się "nieco" denerwować.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Ollivander nienawidził tego wielkiego węża. To nie była płonąca wściekłość ani nienawistny strach: nie, to było uczucie zimne i oślizgłe, niczym kamienne płytki, na których spał. Jego różdżka została skonfiskowana już dawno, a bez niej nie mógł się bronić, przeszkodzić powolnym ruchom gada, który wykorzystywał sytuację, aby przerazić swoja ofiarę.
Nagini wiedziała, że pewnego dnia ten człowiek posłuży jej za posiłek, a niczego tak nie lubiła, jak przyprawiać ofiary zgodnie ze swoimi upodobaniami. Nic nie mogło się równać z subtelnym aromatem strachu i zdumienia, kiedy Pan pozwalał jej wgryźć się w żywe, drżące ciało jego przeciwników. A jeśli musiała pożreć ich martwych, cóż, niech tak będzie. W każdym razie miała przyjemność przerażać ich, kiedy jeszcze był czas. Tak więc nie miała zamiaru pozbawiać się radości owijania się wokół twórcy różdżek i kłapania szczęką w okolicy jego kostek. W końcu Ollivander zaczął obawiać się zmierzchu, ulubionego momentu polowania przyjaciółki Voldemorta . Twórca różdżek był na jej łasce, wiedziała o tym, podobnie jak wiedzieli o tym Śmierciożercy i sama ofiara – Pan jej go obiecał, a ona nie miała żadnego powodu, aby mu nie wierzyć.. Zresztą, wszyscy więźniowie prędzej czy później kończyli w jej żołądku.
Ale była więźniarka, której Nagini nie mogła przestraszyć. A nic nie denerwowało węża bardziej, niż ofiara, która nie chciała być ofiarą.
- Och, proszę popatrzeć panie Ollivander! Nagini przyszła! Witaj moja piękna, jak się czujesz dzisiaj?
Czemu, na Merlina i Wielkiego Bazyliszka, ona wydawała się taka szczęśliwa na jej widok?! W tym względzie Nagini i Ollivander byli doskonale zgodni. Niestety, zważywszy na fakt, że mieli niewiele ze sobą wspólnego, raczej nie istniała szansa na trwały związek.
- Proszę zobaczyć jak jej łuski lśnią! Widać, że jest dobrze traktowana. Myśli pan, że Sam – Wiesz – Kto zajmuje się nią osobiście?
- Prawdopodobnie – wymamrotał mężczyzna, nie spuszczając węża z oczu.
- Och! To znaczy, że jest zdolny do miłości w stosunku do zwierząt?
Nagini opuściła pomieszczenie sycząc. Oddech Ollivandera uspokoił się.
- Nie mów głupstw, dziecko – odparł. – Czarny Pan nie wie co to miłość.
- Skoro pan tak mówi – uśmiechnęła się spokojnie Luna.
Drzwi wieży zgrzytnęły na te słowa. Wielki cień zarysował się na ścianie, ukrywając popękane spoiny. Ale blada postać, która pojawiła się za kratami nie miała w sobie nic przerażającego. Wprost przeciwnie, delikatne rysy Draco Malfoy’a wydawały się zniekształcone przez strach i nienawiść. Bez jednego słowa rozpiął łańcuchy, pętające nogi Luny i złapał ją za ramię.
- Och, wychodzimy? – zapytała z zaskoczeniem.
Ale żadna odpowiedź nie padła i wkrótce Ollivander został sam. Nieodparta pokusa dla Nagini, której zresztą nie opierała się dłużej niż kilka sekund. Lochy wypełniły się krzykami człowieka i zadowolonymi sykami węża – dla tych, którzy potrafili zrozumieć. Tak jak było to w przypadku zakapturzonej sylwetki, nonszalancko usadowionej w fotelu pana domu.
Draco ukląkł przed Lordem Voldemortem.
- To ona, panie.
- Bardzo dobrze, Draco – syknął.
Zwrócił swoją twarz rodem z koszmaru w stronę małej blondynki, stojącej w oddaleniu, trzymanej przez dwóch Śmierciożerców.
- Nagini powiedziała mi, że się jej nie boisz – powiedział.
Czy to iluzja, czy kąciki jego ust lekko się uniosły, jakby był ubawiony kaprysem gada?
- Och nie! Nie boję się jej, jest taka śliczna!
Za jej plecami Śmierciożercy wymienili zaskoczone spjrzenia. Ale Luna nie żartowała – potwierdzały to jej oczy i żywy uśmiech. Czarny Pan podniósł rękę i jego wierni poddani w ciszy opuścili pokój, zostawiając dziewczynę ze swoim Mistrzem. Voldemort wstał. Lekkim krokiem podszedł do dziewczyny, aby z bliska przyjrzeć się jej rozmarzonej twarzy. Nie tylko nie bała się gada, ale najwyraźniej nie przeraził jej także jego widok, co wcale mu się nie podobało. W końcu, złośliwcy puścili plotkę, że pretendował do tytułu “Najbardziej Przerażającego Czarnoksiężnika w Historii”. Który, mówiąc między nami, wcale by mu nie przeszkadzał.
Krzyki w oddali były coraz bardziej przeszywające. W oczach Czarnego Pana na chwilę pojawił się pobłażliwy błysk.
- Nagini znowu się bawi jedzeniem – wyszeptał Voldemort w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
- Moja mama zawsze mówiła, że to bardzo nieładnie.
Cichy, potępiający głosik sprawił, że podskoczył. W jego krwawych oczach zapłonął ogień. Po fiasku w Dolinie Godryka, tydzień temu, jego niecierpliwość osiągnęła nieznane wcześniej granice. Podniósł różdżkę.
Po czym schował ją ponownie do kieszeni. No przecież nie będzie tracił zimnej krwi z powodu bezczelności jakiejś małolaty! Była czystej krwi, nie mógł sobie pozwolić na zabicie jej. Musiał ją pozyskać dla swojej sprawy.
Podciągnął kąciki ust w skrzywionym uśmiechu i zdziwił się, kiedy zobaczył wyraz strachu, przemykający po dziewczęcej twarzyczce. A przecież chciał tylko, żeby mu zaufała!
- Nagini jest gadem – powiedział fałszywie radosnym tonem. – Nie myśli tak jak my.
- Chce pan powiedzieć, że nie myśli tak jak ja – odparowała spokojnie Luna.
Zgrzytnięcie zębami zakłóciło sen Chłopca – Który – Przeżył.
- Co przez to rozumiesz? – zapytał, zmuszając się do spokoju.
- Wszyscy wiedzą, że jest pan wężousty. Mój tata mówi, że ludzie, którzy potrafią mówić z wężami, także myślą tak jak one.
Voldemort zmrużył oczy.
- Twój ojciec? To z jego powodu jesteś tutaj, dziewczyno.
- Co? Ależ oczywiście, że nie!
I Luna wybuchnęła śmiechem, dokładnie tam, stojąc naprzeciw najbardziej przerażającego czarnoksiężnika ostatniego półwiecza. Śmiała się i śmiała, łzy płynęły jej po policzkach, i nie była w stanie złapać oddechu. W tym czasie, Czarny Pan zadawał sobie pytanie, czy śni, czy stracił rozum, czy to może ta mała blondyneczka nagle zwariowała. Szybko doszedł do wniosku, że najbezpieczniej będzie zrzucić winę na nią. To oszczędzało mu niebezpiecznych rozważań.
Po kilku dodatkowych czknięciach, Luna w końcu się uspokoiła.
- Co było takie śmieszne? – zazgrzytał czarnoksiężnik.
- To nie wina mojego taty, że tu jestem. To pańska! Widzi pan, gdyby pan nie istniał, byłabym teraz w domu, świętując Nowy Rok, z moim tatą. Ale gdyby to mój tata nie istniał, to ja i tak mogłabym tu być, pod jakimkolwiek pretekstem. Mówiąc inaczej, proszę nie próbować zaprzeczać: wszystko to pana wina.
- …
Logika nie do obalenia. Gdyby miał włosy, Voldemort radośnie by je sobie powyrywał, jeden po drugim. Będąc bardziej łysym niż pośladki McGonagall, musiał się zadowolić zaciśnięciem palców na różdzce, żeby uniknąć przypadkowego rzucenia zaklęcia zabijającego.
Widząc, że Czarny Pan nie reaguje w żaden sposób – poza śmiesznie drgającą lewą powieką – dziewczynka zhardziała.
- Czemu pan to robi? Zabija ludzi, torturuje, niszczy… Czy to dlatego, że jak był pan mały, to był pan nieszczęśliwy? W głębi serca jest pan kimś bardzo miłym, kto lubi różowy kolor, prawda? Wystarczy popatrzeć w jaki spokój psuje pan Na…
DONG!
Stary zegar dziadka Malfoy’a, zapomniany w kącie pokoju, zaczął dzwonić. Trzy uderzenia, dziesięć, dwanaście, zatrzymał się. Cisza ogarnęła dom, niczym ciepła kołdra. Przez krótką chwilę, czerwone i niebieskie oczy przyglądały się sobie nawzajem, zmieszane. Później Luna się uśmiechnęła.
- Mój tata mówi, że zawsze trzeba życzyć szczęśliwego nowego roku, bo inaczej pech może nas prześladować przez cały nadchodzący rok. Więc… Eee… Szczęśliwego nowego roku?
Rumieniąc się lekko, wspięła się na palce i złożyła głośny pocałunek na policzku czarnoksiężnika który sprawiał wrażenie spetryfikowanego przez bazyliszka. Doszedł do siebie dopiero, kiedy Luna oparła ręce na bokach.
- No i? Pan mi nie złoży życzeń? Chce pan mieć pecha?
- MALFOY!!! – wrzasnął w odpowiedzi.
Gdzieś w głębi domu dały się słyszeć pośpieszne kroki i wkrótce drzwi się otworzyły.
- Tak, panie?
- Zabierz stąd tę dziewczynę i odprowadź ją do lochów. A później przygotuj moje rzeczy. Wyjeżdżam.
- Oczywiście, panie.
Kiedy pozostał sam, Czarny Pan, na przestrzeni sekundy pożałował, że nie lubi różowego.
Luna, kiedy opowiedziała wszystko Ollivanderowi, który był tak samo przerażony jej słowami, jak wężem liżącym entuzjastycznie jego pępek, zamyśliła się.
- Szkoda! – rzuciła, krzywiąc się. – Teraz to już pewne, że Harry go zwycięży bez wysiłku. Mogę się założyć, że wystarczy expelliarmus! I wygra nie dzięki swoim własnym zdolnościom, ale dzięki błędom Sam – Wiesz – Kogo. Szkoda, naprawdę. Pech jest jak wnykopieńki*, z tym się nie żartuje…
*wnykopieńki to takie roślinki, którymi zajmowali się uczniowie 6 roku w HP i Książę Półkrwi
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NoName dnia Pią 22:08, 30 Lis 2007, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
malinka
Dołączył: 25 Wrz 2007
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Koszalin
|
Wysłany: Sob 18:00, 17 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Widzę,że jestem pierwsza : )
A więc zacznę od tego,że tekst jest sympatyczny i lekki, w sam raz do czytania w sobotnie popołudnie po ciężkim tygodniu : D Podobał mi się
Większych zgrzytów nie ma,ale kilka małych,nieistotnych i nie zaburzających konstrukcji czy treśći błędów wyłapałam (typu literówki czy brak spacji). Pozwolę je sobie wymienić
Cytat: | Ale blada postać, która pojawiła się zakratami nie miała w sobie nic przerażającego. |
Powinno być 'za kratami'. Wiem, to nic takiego,ale zawsze
Cytat: | Ale żadna odpowiedź nie padła i wkrótce Ollivander została sam |
Olivander to mężczyzna, czyli on, więc powinno być '[..] został sam' : D
Cytat: | - Och nie! Nie boję się jej, jest tak śliczna! |
A nie ładniej by było, że 'jest taka śliczna'?
No i.. To wszystko NoName, wybierasz świetne teksty do tłumaczenia, więc nie mam czego krytykować : D
Pozdrawiam i czekam na więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
NoName
Administrator
Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: NoWhere
|
Wysłany: Pią 22:10, 30 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Chciałam tylko poinformować, że autorka wreszcie się do mnie odezwała, tłumaczenie jest więc autoryzowane, co więcej, poinformowała mnie, że planuje ciąg dalszy, który ma opublikować na początku grudnia... Strzeżcie się :twisted:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
psota
Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 14:58, 01 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Uhhh…
Nie ma to jak Luna. Zawsze powali wszystkich „ma rzęsy”.
Na miejscu Voldemorta uciekałabym tam gdzie pieprz rośnie.
Czyta się leciutko. Jedyne, co mi się w tym tłumaczonym tekście nie podobało to, to, że Luna tak bardzo się śmiała aż jej łzy po policzkach płynęły. Nie pasuje mi jakoś to do niej.
Do tłumaczenia zastrzeżeń nie mam i z chęcią przeczytam dalszą część.
Z.P. psota
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Seira
Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Opole
|
Wysłany: Sob 18:00, 01 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Muahahaha xD
Kwikaśny, milusi tekst o mojej kochanej Lu! Ach ach ach! Dzięki, NoName :*
Biedny Voldy xD I tak, ja też podejrzewam, że w głębi duszy lubi różowy xDDD
Lu taka, jaką lubię: zwariowana, odporna psychicznie dziewczyna, postrzegająca świat oczami dziecka. Ma racje: moze Tom nie jest taki zły, jeżeli kocha Nagini? xD
Ach, więcej takich tłumaczeń
Godi, ma się rozumieć, że będzie dalej?
Buziaki
Seira
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Nevermind
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ze wschodu
|
Wysłany: Wto 18:13, 04 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Urocze! Luna kanoniczna do bólu. I kosmicznie śmieszna. A pointa powala xD
Tylko... ja po prostu na miejscu Czarnego Pana bym jej przyłożyła. Biedak, ile on musiał wycierpieć *głaszcze*
Seira, coraz bardziej rozumiem, za co tak ją lubisz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
NoName
Administrator
Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: NoWhere
|
Wysłany: Nie 1:51, 03 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Z przyczyn technicznych Forum EL zostaje przeniesione.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wszystkie posty zostały już przeniesione, prosimy użytkowników o rejestrowanie się, aby można było przyporządkować posty do użytkownika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|