 |
FORUM PRZENIESIONE! nowy adres: http://exlibris.ifastnet.com
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Al
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 18:03, 25 Sty 2008 Temat postu: Lalka [NZ][+19/+21] |
|
|
Autor: Al
Betareader: Amaya**
Tytuł: LALKA*
Paring: SS/DM początkowo a może i na dłużej,
możliwe pairingi poboczne, "wyjdzie w praniu"
Długość: w zamierzeniu długie. Podzielone na co najmniej dwie części, po kilka rozdziałów. Co będzie w rzeczywistości - nie wiem.
Skończone: nie
Rating: +19 (w przyszłości także +21) , uważam, że w tym wypadku jest konieczna taka granica wieku.
Gatunek: angst, drama, elementy romansu i hentai
Ostrzeżenia:
slash
zawiera lekkie sceny erotyczne
zawiera ostre sceny erotyczne
zawera sceny przemocy lub tortur, sceny gwałtu możliwy opis perwersji i/lub zboczeń
może zawierać słowa uważane powszechnie za wulgarne
możliwa śmierć jednego z ważniejszych bohaterów i/lub śmierć bohatera kanonicznego
Kanoniczność: raczej tak, choć w niewielkim stopniu
AU - nie
Uwzględnia:
Tom I-IV
Tom V w niewielkiej części (uwzględnia do walki w ministerstwie włącznie)
Może zawierać niektóre elementy tomu VI, jednak nie uwzględnia większości
fabuły i wydarzeń tego tomu.
* Tytuł... Nie wiem, czy taki zostanie. Na razie to szczyt moich możliwości tytułotwórczych. E... Wpływ pozytywizmu, który wałkujemy na polskim...
** Mam nadzieję, że ze mna wytrzyma. I z tym opowiadaniem, które ani do lekkich nie należy, ani też nie przedstawia pary, którą choć trochę lubi
LALKA
Czas, w którym dziecko zmienia się w osobę dorosłą, na zawsze pozostaje we wspomnieniach jako piękna, magiczna chwila. Chyba, że stanowi jedynie ból, strach, poniżenie. Gdy jest karykaturalnym wynaturzeniem aktu miłości. Gdy jest najpotworniejszym koszmarem, lecz nie snem, a koszmarem aż nadto rzeczywistym.
SKRZYWDZONE MARZENIA
-Prolog-
Draco usiadł na krześle, nie odrywając wzroku od splecionych palców. Miał świadomość, że rozmowa ta będzie trudna i mało przyjemna. Westchnął i bardziej pochylił głowę, słysząc stukot szybkich, nerwowych kroków w korytarzu. Severus Snape zawsze poruszał się bardzo cicho, przeważnie słyszalny był tylko złowrogi szelest jego szat. Teraz jednak już z daleka zaznaczał swoją obecność, a w każdym jego ruchu czuć było palącą furię. W lochach nie przebywała ani jedna żywa czy też martwa dusza, która chciałaby go teraz spotkać - nawet Irytek wyewakuował się w wyższe rejony zamku, a Krwawy Baron postanowił rozejrzeć się po wieży północnej. Draco przełknął ślinę. „Trudna i nieprzyjemna” było eufemizmem... W tej sytuacji bardziej pasowało by określenie „przerażająca”. I choć żaden Malfoy nie przyznałby się do strachu, to ten jeden konkretny członek rodziny, którego ta cała sprawa dotyczyła, był naprawdę bliski panicznej ucieczki. Serce stanęło mu na kilka sekund, gdy pod wpływem wysyczanego zaklęcia otworzyły się drzwi i zaraz po tym, jak do środka wtargnęła czarno ubrana postać, zatrzasnęły się z głośnym hukiem.
- Siedź! – warknął Mistrz Eliksirów, gdy jasnowłosy dziedzic drgnął nerwowo – Nawet nie próbuj się ruszyć.
Było gorzej niż sobie to wyobrażał. Możliwość ucieczki, czy padnięcia na kolana w celu wybłagania litości, zostały ograniczone przez kategoryczny zakaz, z którym lepiej było nie dyskutować. Mistrz Eliksirów był zbyt wściekły, by próbować go choć trochę przekonać.
- Wiesz, ile przez ciebie straciliśmy punktów?! - mówił gniewnie, przechadzając się nerwowo po komnacie – Hufflepuff, dom dla charłaków i nieudaczników, ma ich ponad trzykrotnie więcej. Największa przegrana Slytherinu, od kiedy zostałem opiekunem tego domu, a podejrzewam, że nigdy, w całej historii tej szkoły, nie przegraliśmy w bardziej haniebny sposób!
- Ja wiem... Przepraszam, to już się... – zaczął cicho Draco, kuląc się jeszcze bardziej.
- „Nigdy nie powtórzy?” – przerwał mu chłodno Snape – Czy naprawdę uważasz, że istnieje jakakolwiek możliwość powtórzenia twojego wyczynu?
- Nie.
- Twój ojciec latami wodził za nos ministerstwo. Latami, panie Malfoy! – Snape zatrzymał się naprzeciwko chłopca i złożył ręce na piersiach – Nawet po tym ostatnim - w ministerstwie, udało mu się przekonać ich, że działał pod wpływem zaklęcia. A ty?!
W ciemnych oczach nauczyciela płonęła zimna furia. Nigdy ich dom nie przegrał w tak kompromitujący sposób. Nigdy! Do końca roku zostało zbyt mało czasu, aby choć trochę nadrobić utracone punkty.
- Myślałem, że jeśli przyznam się, kara będzie...
- Niższa? – Snape roześmiał się. Złowrogi dźwięk rozległ się w akustycznych lochach, sprawiając wrażenie jeszcze ostrzejszego i bardziej przerażającego. – A nie pomyślałeś, że jeżeli powiesz, że zostałeś zmuszony, że grożono ci i zastraszano, że chciałeś w ten sposób chronić najmłodszych członków swojego domu i uważałeś, że postępując w ten sposób, nie dopuścisz do jeszcze większych krzywd, to być może w ogóle nie zostaniesz ukarany?
- Ja, nie pomyślałem... Przepraszam – szepnął Draco, splatając i rozplatając dłonie. Ledwo mógł mówić. Usta miał całkowicie wysuszone, a gdy przełykał czuł się tak, jakby ktoś wsypywał mu do gardła tłuczone szkło.
- Jeszcze dziś napiszę do twojego ojca list. Luciusz Malfoy w życiu nie pozwoliłby się złapać na czymś takim, choć sam dokonywał o wiele niebezpieczniejszych rzeczy niż ty i ta cała banda idiotów. - powiedział Snape, przesuwając palcami po różdżce. Draco nie zdziwiłby się, gdyby za chwilę usłyszał „Cruciatus”. Doskonale wiedział, że w pełni na to zasłużył.
- Ja zrobię wszystko – chłopak nerwowo miął rąbek rękawa swojej szaty. – Zrobię cokolwiek, by odzyskać te punkty. Zdobędę je choćbym miał chodzić na kolanach do wszystkich nauczycieli.
- I sprowadzić na nasz dom jeszcze większą hańbę? – Mistrz Eliksirów nie wypowiadał już słów. On je niemal wypluwał – Przez pana, panie Malfoy, przegraliśmy zawody o puchar domów, cóż więc stoi na przeszkodzie, byśmy utracili te resztki dumy i honoru, które nam pozostały?
- Ja zrobię wszystko, naprawdę absolutnie wszystko, – wyszeptał Draco. Snape, drżąc z wściekłości podszedł do ucznia i oparł dłonie na poręczach jego krzesła. Taka hańba...
- Co chcesz zrobić, durny dzieciaku? Jakie „wszystko”? – zasyczał, zmuszając go do spojrzenia mu w oczy – Myślisz, że nawet to twoje wszystko wystarczy?
- Ja... Nie wiem, ale zrobię wszystko, wszystko. Każdą rzecz... – mówił cicho chłopak, próbując nie patrzeć na opiekuna. Daremne próby. Magnetyczny wzrok Mistrza Eliksirów trzymał go na mentalnej uwięzi. Te oczy... Te straszne, ciemne oczy... Zimna, opanowana furia zniknęła ze źrenic, zastąpiona przez żarzącą, niczym niepowstrzymywaną wściekłość. Lecz w głębi tego spojrzenia czaiło się coś dziwnego, coś potężnego i przerażającego. Nigdy wcześniej Draco nie znajdował się tak blisko czegoś tak złego. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, został z niezwykłą siłą uniesiony z krzesła i rzucony na ścianę. Szczupłe ciało Snape, przycisnęło go do powierzchni, a brutalne, zimne dłonie zaczęły zrywać z niego szatę. Zaskoczenie, strach. Po chwili nagłą, nienaturalną ciszę, przerwał rozpaczliwy krzyk. Krzyk, którego nikt nie usłyszał...
---------------------------------------
Snape odsunął się od Dracona z krzywym, ironicznym uśmiechem. Chłopiec nie przytrzymywany przez nikogo i nic, opadł na ziemię i skulił się przy ścianie, łkając cicho. Mężczyzna nachylił się nad nim i spokojnym, beznamiętnym tonem stwierdził:
- Nie takiego prezentu spodziewał się pan, panie Malfoy.
Złośliwy, szyderczy głos. Draco zwinął się jeszcze bardziej, nie zważając nawet na to, że Mistrz Eliksirów wychodzi, zostawiając go samego w gabinecie. Ach tak... Całkowicie o tym zapomniał. Miał dziś urodziny.
-------------------------------------------
Tym, którzy wciąż wierzą, że ich sny się spełnią,spełniają się jedynie koszmary...
-------------------------------
Tekst pojawił się na EL za zgodą i namową LadyGodivy alias NoName.. więc wszelkie zastrzeżenia proszę do owej osoby kierować.
<Tak tak słońce.. własnie zwalam na ciebie wszelkie winy... i dobrze mi z tym;) >
A i na Seirę też... winna, winna
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Al dnia Pią 18:08, 25 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Al
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 18:12, 25 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział 1
I razem zaplączemy się w pajęczą nić, ja będę prząść historię a ty dla mnie krzycz...
I razem zaplączemy się w pajęczą nić...
I razem i razem tak...
Aż nie będzie nic...
Jasnowłosy chłopak oparł się o ścianę, wzdychając ciężko. Przymknął oczy. Miał już wszystkiego dosyć... Do końca roku pozostało zaledwie kilka dni. Nie wiedział jednak, czy uda mu się wytrzymać tyle czasu. Chciałby być już daleko stąd. To, co się ostatnio wydarzyło... Dawniej powrót do domu traktował jak karę – oziębła matka, ojciec, który nawet nie chciał na niego patrzeć, brak jakiegokolwiek towarzystwa. Teraz zrobiłby niemal wszystko, by znaleźć się tam z powrotem. Wszystko... To słowo kojarzyło mu się bardzo nieprzyjemnie. Wzdrygnął się, czując jak zimno i wilgoć przenikają przez jego szaty. Znoszenie Jego wzroku na lekcjach, w korytarzach, podczas rozmów ze Ślizgonami, w Pokoju Wspólnym, było niemal ponad jego siły. Starał się... Naprawdę ciężko pracował, aby nie stracić ani jednego punktu i próbując nie narażać się żadnemu z nauczycieli. Ale Snape i tak wyszukał powód, by dać mu szlaban. Draco zaczynał rozumieć, jak musiał czuć się Potter na lekcjach eliksirów. Świadomość, że był traktowany niemal jak Gryfon, sprawiała, że czuł dziwne mdłości. A może spowodowane były one bardziej świadomością tego, co go czeka, a nie porównaniem do ucznia, pochodzącego ze znienawidzonego domu. Za chwilę miał Go spotkać... Za chwilę miał spojrzeć w Jego oczy, usłyszeć Jego głos.
Pochylił się, opierając dłonie na kolanach. Musiał być silny. Nie był głupim Puchonem, który płakał przy ukłuciu kolcem róży, nie był Nevillem, który płakał nawet bez powodu... Był do cholery Ślizgonem i powinien się zachowywać jak na Ślizgona przystało. Zaśmiał się cicho, widząc, że jest to niemal powtórzenie tamtego wieczoru. Ten sam strach, ta sama chęć panicznej ucieczki. Tylko że teraz domyślał się, co go czeka... Otworzył oczy i odsunął się od ściany. Zdecydowanym krokiem poszedł w głąb korytarza. Nikt nie powie, że Malfoy jest tchórzem.
Położył dłoń na drzwiach i lekko je pchnął. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Nim udało mu się wykonać jakikolwiek krok, został wciągnięty do środka i niemal uniesiony w powietrzu. Jęknął głucho, gdy przeciągnięto go przez cały gabinet i wrzucono do sąsiedniej komnaty. Kwatery Snape’a. Szczupłe dłonie zacisnęły się w niemal żelaznym uścisku, a usta zbliżyły się do jego ucha i wyszeptały cicho:
- Myślałeś, że odbyłeś już swoją karę, Draco? – głos nauczyciela był niepokojąco miękki, niemal jedwabisty – To niestety dopiero początek...
Było ciemno. Nie widział nic, nawet zarysów postaci. Nie, dostrzegał jednak coś - były to płonące w mroku źrenice. Dłonie Mistrza Eliksirów popchnęły go do tyłu. Opadł na miękki materac. „Łóżko z pewnością jest wygodniejsze niż ściana.” pomyślał histerycznie. Mylił się, tamten „akt”, w porównaniu z tym, co miało nadejść, mógł być określony mianem "delikatnego". To było brutalne i agresywne. Snape "odpakowywał" go niczym prezent. Powoli, czerpiąc przyjemność nie z systematycznie odkrywanej skóry, ale z cichych, rozpaczliwych jęków Draco, gdy ten czuł się coraz bardziej rozbierany i obdzierany z prywatności. Silne ręce chwyciły ciało chłopca i mocniej przycisnęły do materaca, zsuwając z niego bieliznę.
- Tak, Draco... Muszę cię bardzo surowo ukarać, za to co zrobiłeś – wyszeptał Mistrz Eliksirów. – Naprawdę bardzo surowo...
-----------------------------------
Był mój. Całkowicie mój. Własna, prywatna zabawka. Dlaczego nie sięgnąłem po niego wcześniej, dlaczego nie zauważyłem jak niezwykle piękne i interesujące jest jego ciało? Moja własna, czekająca na zasłużoną karę, zabawka. W takich chwilach coraz bardziej rozumiałem, czemu przez większość swojego życia stałem po tej niewłaściwej stronie. Tak, zawsze byłem bardzo złym człowiekiem. Uśmiechnąłem się ironicznie, nie odrywając wzroku od szczupłego, spiętego z nerwów ciała. Bał się, a jego strach był najwspanialszym i najsilniej działającym afrodyzjakiem. Och, gdyby można było wysublimować ten strach, zmienić go w płynną, gęstą substancję, w eliksir. Gdyby można było pić go, pić każdego wieczoru. Coś czego nigdy nikomu nie udało się dokonać. Coś, o czym marzyła każda osoba tak zła jak ja. Draco wcześniej się mnie nie bał, nie musiał. Kiedy jednak po raz pierwszy poczułem jego przerażenie, niemal panikę? A może już wcześniej go pragnąłem? Cóż więc powstrzymywało mnie przed sięgnięciem po niego? Przecież znałem go od wielu lat, gdy jeszcze był dzieckiem. Tylko, że wtedy postrzegałem go jako syna przyjaciela, a teraz... Teraz był MÓJ.
- Podoba ci się? Lubisz tak? - szeptałem mu cicho, będąc jednocześnie nagradzany krótkimi, rozpaczliwymi jękami. Przytrzymałem go jeszcze silniej, widząc, że dopiero w tej chwili w pełni pojął grozę sytuacji i zaczął się wyrywać z moich rąk. Był jednak zbyt słaby. Wykrzywiłem się z zadowoleniem i obróciłem go w moją stronę. Na bladych policzkach widać było wilgotne ścieżki łez. Pochyliłem się i zlizałem słoną kroplę, spływającą z rzęs. Tak... w ten sposób musiał smakować strach. Spojrzałem mu w oczy. Walczył. Walczył z własnym przerażeniem, ze łzami, ze mną. Przegrywał.
Znów go od siebie odepchnąłem, lekkiego, cichego i posłusznego niczym szmaciana lalka i zacząłem rozpinać swoje spodnie, wciąż mrucząc coś do jego ucha. Biedny, mały, skrzywdzony Draco. Nic nie warty dzieciak, nadający się jedynie do pieprzenia. Tak, do tej czynności nadawał się szczególnie. Przytrzymałem go w pasie, gdy w niego wchodziłem, uśmiechając się, gdy z jego gardła wydobył się niemal zwierzęcy wrzask. Z pewnością po tym, co zdarzyło się ostatnio, wciąż odczuwał lekki ból, jednak ponowne wtargnięcie do jego wnętrza było dużo bardziej bolesne. Dopóki dla mnie krzyczał, nic wokół mnie nie obchodziło.
Wiedziałem, że nie poskarży się Lucjuszowi. Byłby kompletnym głupcem, gdyby spróbował to zrobić. Mógł mówić ojcu, że nauczyciele są na niego źli i złośliwie dają mu gorsze oceny. Mógłby nawet narzekać, że ja nie jestem dla niego tak pobłażliwy i wyrozumiały jak powinienem być dla syna dobrego przyjaciela, ale nigdy nie opowiedziałby o tym, co się tu działo. Byłem całkowicie bezpieczny. Lucjusz nie uwierzyłby synowi w informacje o gwałcie - prawdopodobnie obaj - ja i chłopak byliśmy tego świadomi. Dla mnie sytuacja była aż nadto korzystna - dla niego wyjątkowo rozpaczliwa. Machinalnie przesunąłem palcami po jego ramieniu, potem zsunąłem je niżej i zacisnąłem na jego biodrach, wchodząc w niego coraz gwałtowniej.
- Nic nie warta lalka... Zabaweczka – szeptałem ledwo słyszalnym głosem, gdy on łkał cicho, wtulając twarz w poduszkę. Na miękkiej poszewce widać było mokre ślady łez. Oblizałem usta, rozdzierając go po raz ostatni dzisiejszego wieczoru i wypełniając jego wnętrze ciepłym objawem mojego spełnienia.
O tak... Biedny Draco Malfoy... Nie nadaje się do niczego innego jak ostre rżnięcie. – wysyczałem cicho, bawiąc się tym, jak ciężko przełyka ślinę i zaciska dłonie. Wysunąłem się z niego i położyłem na łóżku. Wciąż drżał, choć przestał już płakać. Rzuciłem w jego stronę uprzednio naszykowany ręcznik i zmięte szaty, te same, w których dostał się do moich kwater. Chłopiec zerwał się z posłania i przez kilkanaście sekund szukał drzwi do łazienki. Te zatrzasnęły się za nim z makabrycznym hałasem, on jednak zdawał się tego nie słyszeć. Powinienem go upomnieć, ale nie miałem już tyle siły. „Pozbieram twoje drobne przewinienia panie Malfoy i za kilka dni zobaczymy jaka czeka cię ciężka kara” – pomyślałem złośliwie. Byłem jego aurorem, sędzią i katem... Czy to, co poczułem to przebłysk wyrzutów sumienia? Nie, ja przecież nie miałem sumienia....
Dopiero po ponad godzinie usłyszałem szum prysznica. Wrócił z powrotem do komnaty, jego włosy były mokre, szaty zaś ubrane bardzo pospiesznie i nieuważnie. Stanął na środku pomieszczenia i najprawdobodobniej zastanawiał się, co powinien zrobić. Widziałem jak spogląda niespokojnie w moją stronę, a później w stronę drzwi.
- Wynoś się już! – syknąłem, patrząc na niego z niechęcią. Jedyna rzeczą jakiej pragnąłem teraz, było usunięcie go z moich komnat. Głupi dzieciak – już dawno powinien uciekać. Uśmiechnąłem się, gdy dotarł do drzwi, szarpnął za klamkę i wbiegł do mojego gabinetu, a stamtąd prosto na korytarz.
--------------------
Draco pociągnął nosem. Znów czuł, jak pod jego powiekami zbierają się łzy. Nienawidził się za swoją słabość, za to wszystko co się wydarzyło. Jeszcze raz chwycił za klamkę, szarpiąc ją coraz bardziej nerwowo. Nie pamiętał by Mistrz Eliksirów zamykał te drzwi na klucz, nie wypowiedział też żadnego zaklęcia. Chłopiec pokręcił jeszcze silniej i westchnął z ulgą, gdy wrota nagle się otworzyły. Niemal przebiegł przez pracownię i znalazł się w korytarzu. Nie zatrzymując się ani na chwilę, pobiegł w stronę dormitoriów Ślizgonów, chcąc jak najszybciej i jak najdalej uciec od tego miejsca. Oczywiście w pełni świadomy był faktu, że niestety, ale będzie zmuszony tu wrócić. Że znów nie będzie potrafił powiedzieć "nie". Że ponownie będzie nikim. Że będzie pustą, posłuszną marionetką, która zrobi wszystko, cokolwiek On zażąda. Przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, przystanął. Nie mógł pokazać się im w takim stanie. Pomięta szata, włosy w całkowitym nieładzie, zaczerwienione nie tylko od biegu policzki... Zaklął cicho, gdy usłyszał czyjeś kroki. Niech to będzie Ślizgon, niech to będzie jakiś cholerny Ślizgon. Pomyślał rozpaczliwie. Niestety, kroki były aż nadto charakterystyczne.
W ostatniej chwili powstrzymał się od instynktownej ucieczki. Wołał stać tu, niż pozwolić by ta osoba wyciągała go z przejścia. Bo szansa na to, że zdąży wślizgnąć się do Dormitoriów była niewielka.
- Co tu robisz, Draco? – cichy, spokojny głos. Młody Malfoy skrzywił się. „Ach! Z nocnej wracam wycieczki” pomyślał, nieświadomie cytując fragment książki, którą czytał w dzieciństwie. Książki, którą zdobył z wielkim poświęceniem i zmuszony był poznawać ją schowany pod kołdrą, czytając przy świecy. Ojciec nigdy nie pozwoliłby mu czytać mugolskiej książki. To było takie szlamowate.
- Nic – odpowiedział spokojnie, próbując wyglądać na kogoś, kto nie robi nic złego, kto nie ma ochoty zrobić nic złego, kto nie potrzebuje ani rady, ani pomocy, kto... Kto do cholery wcale nie chce, aby ktoś tak na niego patrzył, w ten dziwny, dokładny sposób, tak uważny tak... – To moje własne sprawy i radzę ci się od nich odpieprzyć!
Srebrnoszare oczy migotały ze złością. Blaise westchnął w duchu. No tak, całkowicie zapomniał, jak wręcz obsesyjnie jasnowłosy dziedzic bronił swojej prywatności. Jednocześnie jedynie Zabini był w stanie powiedzieć, że z Dracze łączy go coś w rodzaju przyjaźni. Oczywiście od czasu, gdy to się wydarzyło, ich stosunki bardzo się ochłodziły.
- Masz jakieś problemy przyjacielu? – spytał, obrzucając go uważnym spojrzeniem – Wiesz, wyglądasz jakoś tak... inaczej.
- Od!Pieprz!Się! - warknął Malfoy – Której części mojej wypowiedzi nie rozumiesz?
- Dobrze... Jak ci tak zależy mogę się odpieprzyć. – uśmiechnął się krzywo. – Ale to ty wyglądasz jakbyś się cały wieczór z kimś pieprzył.
Roześmiał się cicho. I nim się zorientował, leżał ogłuoszony na posadzce, słysząc oddalające się kroki i dziwny, nieprzyjemny śmiech. Gdy chwilę później przemywał spuchnięty policzek wilgotną szmatką, na jasnej skórze widniał ciemnoczerwony ślad. Przesunął po nim palcem. Emblemat. Splecione ze sobą węże, tworzące ozdobne inicjały – DM. Arystokratyczna maniera. Draco nawet pod prawym sierpowym musiał się podpisywać. Ale Blaise naprawdę nie miał ochoty na to narzekać. Bo tylko dzięki niemu uniknęli bardzo nieprzyjemnego losu. To on wziął na siebie całą winę, to on oszukiwał, on kłamał. On zrobił dla nich to wszystko.
Draco, Draco, Draco.
Dracon zawsze był niezwykłą osobą, ale ostatnio zachowywał się jeszcze bardziej dziwnie. Po tym wszystkim, a zwłaszcza po sprawie z Pansy i... Zabini potrząsnął głową. Nie, nie powinien o tym myśleć. Gdyby nie Draco, byliby skończeni. Absolutnie, definitywnie i całkowicie skończeni. Nie mieliby szansy na ukończenie szkoły. Jakiejkolwiek szkoły. Blaise uśmiechnął się. Nawet gdyby musiał przez następny rok, codziennie znosić znaczenie kastetem, zgodziłby się. Musiał...
Jasnowłosy chłopak wszedł powoli do dormitorium. Panowała tam absolutna cisza. Żadnych śmiechów, szelestów, szeptów czy nawet oddechów. Nic. Absolutna pustka. Crabbe i Goyle jak zwykle spali poza pokojem, bo wydawane przez nich dźwięki przeszkadzały Malfoyowi... A kto by chciał mu przeszkadzać? Blaise... Nie wyglądało na to, aby miał ochotę dzisiejszej nocy wrócić do sypialni. Draco był sam. I po raz pierwszy od bardzo dawna ta samotność mu przeszkadzała. Gdyby tu był ktoś, ktokolwiek... Mógłby mu podokuczać, pożartować, mógłby na kogoś nakrzyczeć, że mu przeszkadza, że nie potrafi uszanować jego prywatności. Ale był sam.
Miał ochotę iść pod prysznic. Wyszorować mydłem dokładnie każdą część ciała, zmyć wspomnienie strachu, obrzydzenia do samego siebie. Ale nie był w stanie wstać. Przymknął oczy i zwinął się na łóżku. Chociaż chłopak był bardzo zmęczony, sen nie chciał nadejść. Draco leżał w ciemności, wpatrując się w mrok i z zadowoleniem obserwując srebrzyste promienie księżyca, tańczące na szybie. Nigdy, przed nikim, nie przyznałby się, że płacze. Że płacze teraz, leżąc sam i pragnąc by ktoś przy nim był. Ktokolwiek. Nawet On.
I razem zaplączemy się w pajęczą nić....
---------------------
Wiem, ze rozdziały nie sa krótkie, ale postaram się, aby kazdy następny nie był krótszy od poprzedzającego go.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Al dnia Pią 18:16, 25 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
psota
Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 20:35, 26 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Hm…
To opowiadanko ma w sobie coś, co przyciągam mnie niczym magnes. Mianowicie tym czymś jest „nutka” brutalności.
Mój apetyt rósł z każdym przeczytanym słowem, zdaniem i akapitem. W sumie na jedno wychodzi.
Draco taki kruchy przy Severusie, a taki butny przy Blaise. Może to wynik uczuć. Ja też nie mogłabym się pogodzić z taką sytuacją. Z jednej strony mi go szkoda, a z drugiej nie. W końcu bez tego nie było by opowiadanka. Draco Malfoy płaczący… Cóż by powiedział na to jego ojciec? „Nie ładnie! Hańba!” Do czego dążę? Otóż podoba mi się to, że Draco nie ma się, do kogo zwrócić o pomoc. Jest to w pewien sposób zachwycające (?). Pokazuje taką pustkę, która jest wokół sławnego potomka rodu Malfoy’ów. W końcu każdy go zna. Ileż to osób szczyciłoby się tym, że z nim rozmawiało. A wśród nich nie ma ani jednej bratniej duszy.
Snape jest tam mroczy. Aż przechodzą ciarki po plecach. Aż tak brutalnego go sobie nie wyobrażałam. Cieszy mnie jego „nowy” obraz w twoim opowiadaniu. Nie wiem czy zadałabym taką karę uczniowi. No ale samotny facet po czterdziestce, żyjący w stresie – nie ma się czemu dziwić.
Może skończę, bo zaczynam „wypływać” na dziwne fragmenty mojej „osobowości” (?).
A więc dużo weny i wolnego czasu.
Z (nie)cierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Z.P. psota
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Al
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 21:08, 27 Sty 2008 Temat postu: Rozdział II |
|
|
Rozdział drugi.
Osobom z syndromem bety radzę nie czytać.
Tekst nie betowany, ale gdy tylko Amis znajdzie chwilkę czasu, tekst niezbetowany podmienię na zbetowany
Mam nadzieje, ze bardzo się nie pokaleczycie.
Tak.. została mi więc dedykacja.
Dla Lady Godivy, bo chyba sama bym nigdy tego tu nie wkleiła.
Dla Neen, bo jest - i mam nadzieję, ze pamięta o Zakochanej.
Dla Klawy, bo niema nic wspanialszego niż nocne, wakacyjne, sporadyczne rozmowy.
Dla Czarodzieja, który zjadł mi połowę nowego rozdziału (zjadł, rozdrapał i zmienił w strzępy), bo to Głodnykot jest. <i tak go kocham>
Nastepnym razem muszę patrzeć, co mu daję do zabawy
[/color]
Rozdział II
Co o tym myślisz?
Ja? Ależ nic!
Razem wplączemy się w życia nić....
Draco ziewnął znudzony, nawet nie spoglądając na przebiegających wokół niego uczniów. Był zmęczony. Ostatnia noc.... wzdrygnął się lekko. Chociaż nie, nie było wcale tak bardzo źle.. Już niemal nie bolało i gdyby tylko to nie był Snape, gdyby to był ktoś, kto nie jest na niego tak zły.... może mógłby wynieść coś dobrego z tej sytuacji. „Jesteś gwałcony Malfoy... niemal co noc... a możesz zastanawiać się jedynie na tym, co mógł być zyskać” pomyślał ze wzgardą. Ale.. dlaczego nie? Dlaczego miałby nie chcieć mieć z tego czegoś przyjemnego? Podobno nawet pierwsze razy z czułym, troskliwym kochankiem bardzo bolą, więc dlaczego on narzeka?
Żeby tylko ojciec się nie dowiedział... W tej kwestii miał bardzo mieszane uczucia. Ojciec mógłby nie uwierzyć. Mógłby uwierzyć i.. i wtedy mogło by być gorzej. Co by zrobił?
Powoli podszedł do pociągu. Wiedział, ze za chwilę kilkoro życzliwych osób przyniesie jego kufer,. Może gdyby nawet chwilę zaczekał ,znaleźli by mu najwygodniejszy przedział.... Przecież tytuł prefekta już stracił... Co prawda większość osób z jego domu – wszyscy z jego domu – nadal traktowali go jak prefekta i słuchali niemal jak nauczyciela... , ale w rzeczywistości już nim nie był, więc raczej w specjalnych przedziałach nie mógł jechać. Wspiął się po dwóch stopniach, odsuwając małą Puchonkę ciągnąca wielki, zapewne ciężki kufer... On miałby jej pomóc? Nie... przecież był Malfoyem. Wcale nie obchodziły go szeroko rozwarte oczy dziecka, niema prośba o.... Malfoyowie nie pomagają. Nigdy. Nikomu. Uśmiechnął się pogardliwie i przeszedł obojętnie, w ogóle nie myśląc o tych oczach, o drżących ze zmęczenia małych dłoniach...
Otworzył drzwi do przedziału. Niemal pusty. Blaise i jakaś ślicznotka... Ciemne włosy, szczupła twarz, duże choć nieco zbyt wydęte wargi, nogi... długie, szczupłe, oplatające Zabiniego w pasie. Chłopak zaklną cicho i zrzucił dziewczynę z kolan. Sharlotta. Draco przypomniał sobie jej imię, wisząc na jej ramieniu srebrny tatuaż. SH. Sharlotta Harshin. Naprawdę, nazwać dziecko tak... dziwnym imieniem, podobnym do nazwy mugolskiego jabłecznika, było naprawdę dziwne. Shar uśmiechnęła się przepraszająco do Draco i wybiegła z przedziału.
-Nie musiałeś sobie przeszkadzać – mruknął chłopak, nie patrząc nawet gdzie pobiegła o rok młodsza Ślizgonka. Blaise roześmiał się, jednak szybko zamilkł i spojrzał za okno. Krzątanina już kończyła się, za kilka minut mieli ruszać w drogę.
-Wiesz... chciałem przeprosić – mruknął cicho- Za tamten wieczór, wiesz...
-Wiem – Malfoy stwierdził sucho – I co? Myślisz, ze ja zamierzam także cię przeprosić? A może sadzisz, że stwierdzę, że się nic nie stało?
-Ymm. Nie. Ale chciałem wiesz, powiedzieć, że nie zamierzam już wtykać nosa w twoje sprawy...
Draco skinął głową, siadając. Nie chciał się kłócić. Mógłby, ale... prawdopodobnie bardziej przypominało by to kopanie leżącego psa, niż orzeźwiającą awanturę. I... ach tak... całkiem by o tym zapomniał... Malfoyowie nie urządzają awantur... a już z pewnością nie publicznie.
Blaise był bardzo zdeterminowany by przeprosić. Zwykle Ślizgoni nie przepraszają. Tylko że to nie była zwykła sytuacja...
/Krzyk... Zapach alkoholu... brzdęk tłuczonego szkła.../-Draco?
-Hmm?
/Pancy... Pansy tańcząca wśród kolorowych szkieł. Papierosy.../
-Żałujesz?
TAK!
-Jestem Malfoyem, Zabini! Myślisz że zrobiłbym coś, czego żałuję...?
Nigdy, nigdy nie żałowałem niczego bardziej.
Zabini rozparł się na siedzeniu, przyglądając się Draco spod rzęs. Miał niewiele czasu. Wiedział że za chwilę dwaj tępi idioci, wpadną do przedziału, sapiąc, pochrząkując i czekając na rozkazy, a jak Draco ich gdzieś nie odeśle, będą sapać, pochrząkiwać i czekać na rozkazy przez całą drogę. Goyle i Crabbe byli.... okropni, ale Draco zdawał się ich tolerować.
/-Oni są przydatni Blaise...
-To tępe półgłówki!
-I co z tego? Dzięki temu zawsze robią to co chcę, jak chcę i kiedy chcę....
-A marzenia erotyczne też spełniają...
-Wiesz Zabini.. może oni są wszystkożerni, ale ty jesteś chyba wszystkorżnący... /
No cóż, nie uważał się za wszystko.... no, przynajmniej Crabbe i Goyle byli poza jego zainteresowaniami. Ale Draco.... Draco był hetero. Namówienie go do rozłożenia nóg byłoby niemożliwością. „Ten jeden raz mógłbym być... dziewczyną” – pomyślał Zabini, wpatrując się w młodego Malfoya. Właściwie, gdyby się okazało że Draco gustuje w zwierzętach, mógłby się poświęcić i zostać animagiem. Byleby tylko uwieść jasnowłosego księcia. Nie, nie zakochał się. Nawet się z nikim nie założył. Ale przyjemnie było by spędzić noc z tak piękną postacią, jak Malfoy. Przyjemnie i mało możliwie. Malfoyowie znani byli z oziębłości. Ale zawsze można spróbować. Zwłaszcza, że Dracze jeszcze kilka dni temu na oziębłego nie wyglądał.... gdy spotkali się na korytarzu wyglądał, jak ktoś kto spędził cały wieczór uprawiając sex z kochanką lub kochankiem. Raczej kochanką – Draco, był aż nadto szablonowym, heteroseksualnym Malfoyem. Blaise westchnął cicho. „Czas twojej próby, Zabini...” pomyślał, czując nagła chęć zapalenia papierosa. A tak dobrze się trzymał bez tytoniu, nie palił od... „Nie myśl o tym” skarcił się w myślach. Dyskretnie rzucił na drzwi zaklęcie chwilowego zamknięcia, i wciąż nie zwracając na siebie uwagi Dracona poprawił włosy. Gładkim ruchem przesiadł się na miejsce obok Ślizgona.
-Draco?
-Hmmm? – Malfoy wreszcie na niego spojrzał. Zabini zawsze podziwiał ta jego umiejętność – potrafił trwać przez długi czas nieruchomo, nie zauważając otaczającego hałasu, dopóki ktoś nie zwrócił się bezpośrednio do niego. Przydatna i bardzo pasująca do jego charakteru zdolność.
Blaise powoli położył dłoń na ramieniu Draco, przysuwając się do niego. Nachylił się i spojrzał w obojętne, srebrne tęczówki. „Twoja ostatnia szansa, nie zmarnuj jej durniu.... jak mu się nie spodoba, to może przez wakacje zapomni o tym....” Nagłym ruchem przyciągnął Draco do siebie i pocałował. Początkowo było normalnie. Wargi rozchyliły się zaskoczone, tak że mógł wsunąć pomiędzy nie język, jednak w sekundę później niemal stalowe dłonie odepchnęły go. Po chwili stał przyciskany do ściany przez zimne ciało, przełykając ciężko ślinę i patrząc kątem oka na przystawioną do gardła różdżkę.
-Nie. Waż. Się! Nigdy więcej! – wycharczał urywnym, pełnym wściekłości głosem jasnowłosy dziedzic - Albo dokończę to co zacząłem parę dni temu, Zabini. Spróbuj tylko na mnie spojrzeć, a jesteś martwy.
Blaise pokiwał gorliwie głową. Przewidywał wiele różnych reakcji... ale takiej ewentualności nie brał pod uwagę. No cóż – kto jak kto, ale Draco umiał powiedzieć „nie” w bardzo efektowny sposób...
-Wybacz – wyszeptał Zabini, nie potrafiąc wydobyć z siebie normalnego głosu. Już drugi raz w tym tygodniu naraził się Malfoyowi. „Do trzech razy sztuka i mogę kopać sobie głęboki, przytulny grób”
Draco odsunął się i dopiero wtedy Blaise zorientował się, ze przez cały czas wstrzymywał oddech.
-Nie wiedziałem, ze hm... będziesz tak e... przeciwny. – powiedział, unikając stalowego wzroku.
-Blaise, gdybym kiedykolwiek układał listę przypuszczalnych kochanków, ty miałbyś na niej jedno z końcowych miejsc – powiedział spokojnie, na powrót przyjmując maskę obojętności – Nie tylko jesteś całkiem nie w moim typie, ale dodatkowo mógłbyś zarazić mnie jakimś świństwem... – dokończył złośliwie.
-Ja? Jeżeli tak ci zależy mogę pokazać ci wszystkie wyniki badań – Zabini odzyskał rezon. Co jak co, ale on zawsze zachowywał środki ostrożności.
-Nie zależy mi. Wogóle – Draco obrócił zimny wzrok w stronę okna. – Proponuję spędzić resztę czasu w ciszy.
Zabini skrzywił się. „Ciekawe czy wszyscy Malfoyowie są tacy sztywni i... niereformowalni”
-Draco..
-W ciszy Blaise. W milczeniu. – przerwał mu chłodny głos. – Więc milcz. Nie odzywaj się. Nie mam ochoty cię słuchać. Dziś. Jutro. Wogóle.
Chłopak zagryzł wargi.
-Więc przeprosić tez nie mogę?
-Zwłaszcza przeprosić. – Malfoy wzruszył ramionami – widzisz, jakoś nie mam ochoty tego słuchać.
Blaise przekrzywił głowę. Obrażający się Malfoy stanowił bardzo osobliwy widok. Być może wydało by mu się to zabawne, gdyby nie fakt, że....
-A jeśli nie przeproszę, a powiem, że bardzo żałuję i błagam o wybaczenie, to...
-To może się zastanowię.
Draco zacisnął dłonie. Głupi, głupi Blaise. Jak śmiał go dotknąć. Nie tylko dotknąć – ale pocałować. Naprawdę żałował, ze szczoteczka do zębów znajduje się na dnie kufra. Wyciągnięcie jej, bez jednoczesnego wymięcia delikatnych tkanin było niemal niemożliwe. W dodatku jego kufer znajdował się w bliżej nieokreślonym miejscu. Naprawdę miał ochotę wybić mu wszystkie zęby. A przynajmniej kilka. To było trochę niepokojące – Malfoy nie powinien myśleć o wybijaniu komuś zębów. Nawet jeśli ten ktoś go pocałował. Zwłaszcza jeżeli ktoś go pocałował. Powinien albo zabić, albo postarać się czerpać z tego przyjemność. Skrzywił usta w dziwnym, ironicznym uśmiechu – pocałunki nawet – zwłaszcza – z Zabini, nie miały w sobie nic przyjemnego. Czuł się... zabrudzony. Tak jak wtedy gdy wychodził z lochów. Tylko, że wtedy.. wtedy to był Snape. Snape mógł to robić. Blaise nie. Mistrz eliksirów był silniejszy, inteligentniejszy i miał powód. Zabini był głupkiem, który bawił się kosztem innych. Skrzywił się ze wstrętem, przypominając sobie język Zabinego w swoich ustach....
-Milcz – warknął ze złością, gdy zobaczył, ze Blaise otwiera usta.
-A oddychać mogę? – odwarknął chłopak.
Draco westchnął. Może rzeczywiście przesadził. W końcu Zabini nie zrobił tego na złość. Prawdopodobnie ponad połowa Hogwartu chciałaby być przez niego pocałowana. Ale przecież... nie pobił go. Groził, tak to prawda. Ale należało mu się. Próbować pocałować Malfoya, to tak jakby zaproponować oral-seans rogogonowi....
-Draco?
-Hmmm?
-Gniewasz się? –Zabini popatrzył na niego przepraszająco. I nieślizgońsko.
-Trochę – mruknął spoglądając się z powrotem w okno. To było takie „duże” trochę. Ale powiedzieć „bardzo” nie wypadało.
Ciemnowłosy mruknął coś cicho i wycofał się w głąb przedziału, jak najdalej od Dracona. Przynajmniej Malfoy będzie miał dwa długie miesiące by przemyśleć i wybaczyć. Tylko co – wybaczyć? Pocałunek? Kto w dzisiejszych czasach robił taką aferę z powodu pocałunku? Może Malfoyowie mają całkowicie inaczej działający układ nerwowy i reagują nieprzyjemnie na każdy objaw fizycznej bliskości? To by się właściwie zgadzało... Na palcach można było policzyć osoby którym kiedykolwiek podał rękę. Zawsze wydawał się być chłodnym obserwatorem – dopóki nie nadarzała się okazja z kogoś zadrwić. A ostatnio... ostatnio nie był chłodny... był wręcz zimny, młodsi albo przypatrywali mu się z szacunkiem z daleka, albo omijali szerokim łukiem, starsi... zachowywali się podobnie. Draco był w tak złym humorze, ze nawet Blaise przez kilka nocy spał poza dormitorium. Ostatnio był trochę milszy... aż do dziś. „Sam to zepsułem” pomyślał Blaise, ciesząc się jednocześnie, ze za niedługo będzie daleko stąd.
Uniósł głowę, wyrwany z zamyślenia dziwnym, skrzypiącym odgłosem. Do przedziału zaglądała głowa Goyle’a. Zaklną szpetnie, widząc że goryle Malfoya ładują się do przedziału. Oni byli gorsi niż zwierzęta. Choć trzeba przyznać – od kiedy Draco kategorycznie kazał im przejść na dietę i przestać ciągle jeść – żreć... oni nie jedli.. oni żarli... pożerali
– nie byli już aż tak strasznie obleśni jak jeszcze kilka miesięcy temu. Ale nadal nie stanowili wymarzonego towarzystwa. Wielkie umięśnione potwory raniły zmysł smaku każdej żywej osoby... prócz Malfoya, który nawet lekko uśmiechnął się na ich widok.
-Gdzie się włóczycie? – warknął Ślizgon, patrząc na nich z naganą. Crabbe wymruczał coś i wskazał głową na trzy wielkie kufry które ciągnęli. Goyle bez słowa zaczął wkładać bagaże na półki.
-Nie mogliście kazać jakiemuś Ślizgonowi pomóc? – zmarszczył surowo brwi.
Crabble znowu odburknął coś, Zabini usłyszał jedynie „brudne ręce” „nie pozwolimy dotykać”. Tylko Malfoy zdawał się rozumieć ten ich mrukliwy kod. Taj jakby mówi całkowicie innym językiem...
Draco westchnął ciężko patrząc na swoich „przyjaciół”. Nigdy by im nie zaufał całkowicie. Nigdy by im się z niczego nie zwierzył. Ale... mógł na nich liczyć. Byli głupi – czasem nawet zastanawiał się czy przypadkiem jego przodkowie nie wypróbowywali metod chowu wsobnego na ich rodzinach. Byli głupi – ale łatwo można było nimi kierować. Byli mniej głupi niż można było się spodziewać – i mniej leniwi niż powszechnie uważano. I małomówni. A to Draco coraz bardziej u nich cenił.
/Noc urodzin... Z gabinetu Snape’a pobiegł prosto do przylegającej do dormitorium Ślizgonów łazienki, modląc się by nikogo nie obudzić. Nie wiedział, ze większość i tak jest poza sypiajnią. Prócz Crabbe i Goyle’a. Nie spali – czekali na swojego pana niczym dwa wierne psy. /
-Drac... do końc dziś jedziemy, prawda? – wychrząkał jeden z goryli.
-Tak.... nie mam nic do załatwienia w Londynie.
/Stał pochylony nad umywalką, omywając twarz zimną wodą, wpatrując ię w swoje rozmazane odbicie i błagając ciało, by powstrzymało torsje. Pierwszy raz... Ten ból, nie do zniesienia ból. Wciąż słyszał oddech, chrapliwy oddech. Prezent. Zimno. Ból./-Możemy zabrać się z tobą?
Jasnowłosy dziedzic pokiwał głową. I tak miał po drodze. Wolał nie zostawiać ich samych. Mogli się zgubić – nie mieli za grosz zmysłu orientacji. Byli jak dzieci.
/Wymiotował tak jak gdyby chciał jednocześnie wyrzucić z siebie wszystko – także dławiące go uczucia: strach, ból, przerażenie, obrzydzenie, samotność. Z trudem przytrzymywał się umywalki Niemal nie zauważył jak czyjeś dłonie pomagają mu stać, jak ktoś obmywa mu twarz mokrym ręcznikiem. Wycharczał tylko, ze to zatrucie, nic poważnego i że mogą zostawić go w spokoju. Ich ręce były duże, szorstkie, niezręczne. Ale przyjazne. /
-Dzięk Drac... – to chyba Goyle. Nikt tak jak Gregory nie potrafił wymawiać jego imienia. Dziwny, chrapliwy dźwięk, dla większości całkowicie niezrozumiały. I urywanie końcówek.
/Przenieśli go do łóżka i nie przejmując się wcale tym, ze jest w ubraniu ułożyli w białej pościeli. Crabbe nigdy nie miał talentu do zaklęć – ale bardzo się starał, wyjąkując zaklęcia czyszczące i poprawiające komfort. I choć Dracze sypiał już na lepiej zaczarowanych poduszkach, te wydały mu się wyjątkowo miękkie. /
Rechot. Blaise krzywił się, patrząc na nich, pochylonych nad komiksem z Myszką Miki -to mugolski komiks, ale oni jeszcze tego nie zauważyli... to nawet lepiej... zwykle nie potrafią zrozumieć ruchomych obrazków- z uśmiechem pełnym odrazy i politowania.
-Jak coś ci przeszkadza, Zabini, to możesz wyjść i pooglądać świat przez okno na korytarzu – warknął.
/Nie powiedzieli nic nikomu. Być może uwierzyli, ze to tylko zatrucie. Dlaczego mieli by nie wierzyć? /
-O co ci chodzi Draco?
-O nic Blaise, o nic – Malfoy uśmiechnął się – Widzę jednak że nie czujesz się tu najlepiej, więc może chwila poza przedziałem pomoże ci trochę – dokończył przesadnie łagodnym głosem. Zabini jeszcze bardziej spochmurniał i wbił się głębiej w siedzenie.
-Wybacz, nie skorzystam – powiedział, wyciągając z torby książkę w zielonej okładce. Draco bez specjalnego zaciekawienia przeczytał tytuł – „Jak sobie radzić ze stresem podczas rzucania zaklęć”
Uśmiechną się niezauważalnie. „Przyda ci się, Zabini” pomyślał złośliwie.
-------------------------------------------
Severus Snape spojrzał na zaproszenie krzywiąc się. Właściwie wakacje miał już zaplanowane – służyć Czarnemu Panu, pracować dla Albusa, pokłócić się kilka razy z Minerwą, zrobić coś dla Lorda, zrobić coś dla Albusa, znów się z kimś pokłócić i nie wychodzić z lochów przez resztę wakacji.... Znów popatrzył na ozdobne litery. Właściwie... kłótnie mógłby sobie odpuścić, lochy też.. a resztę... no cóż - czy to ważne, czy jest w Hogwarcie czy w.....
Harpia* chwyciła go za rękaw szaty, dopominając się uwagi. Mechanicznie pogładził miękkie, w niektórych miejscach lekko szorstkawe pióra. Piękny, ogromny ptak siedział na brzegu biurka, wbijając śmiertelnie ostre pazury w blat z czarnego drewna.
„Drogi Przyjacielu
Nic nie stoi na przeszkodzie, abym spędził początek lata w twojej posiadłości...”
Pisał tym co zawsze, krwistoczerwonym atramentem. Tak... gdyby któregoś dnia postanowił zerwać z eliksirami, mógłby na poważnie zacząć nauczać kaligrafii. Powinien wspomnieć o tym Dumbledorowi... dodatkowe godziny zajęć zawsze mogą się przydać. Może te imbecyle wyjdą ze szkoły z pustą głową, ale powinny umieć przynajmniej ładnie pisać.
„...i proszę, nie zawiadamiaj jeszcze o tym swojego syna. Będzie mieć, mam nadzieję, miłą niespodziankę....”
ja będę prząść historię a ty dla mnie krzycz...
TBC - Koniec rozdziału II
*Harpia – (Harpia Harpyja) – jeden z największych ptaków drapieżnych. Ma olbrzymie stopy, wielkości ludzkiej dłoni, zakończone zabójczo ostrymi szponami. Szerokie, choć krótkie skrzydła umożliwiają manewrowanie w bardzo gęstych lasach. Poluje na ssaki nadrzewne – m.in. małpy, oposy, czasem nawet inne ptaki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Al
Dołączył: 04 Gru 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 23:01, 27 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3
Ach! gdyby to było zakochanie!
Ale to tylko taniec
Róże i łzy
Formalności zajęły mi o wiele więcej czasu niż się spodziewałem, upał był nie do zniesienia mimo, zapadła już niemal absolutna ciemność, a zaklęcia powstrzymujące komary i inne paskudztwa właśnie się wyczerpywały. Idealny dzień na długą, męczącą podróż. Idealny wieczór – słońce już dawno zaszło, ukrywając przed ludzkim wzrokiem mniejsze i większe kałuże, zdradziecko czyhające na lśniące nowością buty. Dlaczego nie pomyślałem o tym, by przebrać się zaraz przed Malfoy Manor? Dlaczego postanowiłem przejść ten kawałek pieszo, skoro mogłem wezwać dorożkę? Spojrzałem na niebo klnąc cicho. No tak.. gorące, powietrze lepiące się do skóry niczym nici pajęczyny, komary i.... i chmury gęsto pokrywające, przed chwilą jeszcze krystalicznie czysty nieboskłon. Czy ja nie zasługuję choć na chwilę spokoju? Relaksu? Dnia. Bez... kurwa!.... deszczu?!
Klnąc cicho, zszedłem z ścieżki. Gdzieś tutaj był skrót, prowadzący prosto pod dworek. Byłem zły. Naprawdę bardzo, bardzo zły, jeśli brać pod uwagę fakt, że moje szaty zdążyły kompletnie przemoknąć a ja właśnie potknąłem się o krzak tarniny. Albo dzikiej róży. Albo i czegoś innego, kolczastego i... i z pewnością nie rosnącego w pobliżu miejsca do którego miałem zamiar dotrzeć.
"No cóż... Wygląda na to, że moja podróż się przedłuży. I to znacznie... " – pomyślałem z ironią, porównując się do bohatera jednego z magoromansów przygodowych, gdy tuż przede mną pojawiło się urwisko. "Więc stąd ten szum. Jak dobrze pamiętam z Malfoy Manor jest kilkanaście mil do morza."
Kurwa!
Lucjusz uniósł kieliszek do ust. Jego usta wykrzywiły się w czymś w rodzaju uśmiechu – lekkie wygięcie wąskich, zaciśniętych warg – gdy do jego gardła wpłynęło chłodne wino. Nie niepokoił się. Ani to pasowało do jego charakteru, ani nie miał powodu. Severus ostrzegał, że będzie trochę później.. Co prawda wspominał coś o popołudniu, ale wieczór i noc też są po południu.
Wstał z fotela słysząc dziwny hałas. Skrzaty już dawno odesłał, nie lubił gdy plątały się wieczorami pod nogami, ludzkiej służby zaś pozbył się dawno temu - byli nieprzydatni i niegodni zaufania. Otworzył zaklęciem drzwi dworku i oniemiał. Przed nim stał Severus Snape, Mistrz Eliksirów, wyglądający dziwnie żałośnie. W pierwszej chwili go nie rozpoznał. Z długich czarnych włosów spływały strumyki wody, czarna, aksamitna szata wyglądała jakby jej właściciel wpadł do basenu z piraniami a ciemny, skórzany kufer zamiast lewitować, smętnie taplał się w błocie.
-To ty Severusie? – zapytał z pewną dozą troski. Pewną czyli raczej... niewielką.
-Nie. Księżniczka na ziarnku grochu w jedwabnych rajstopach. - Snape obrzucił go najzimniejszym ze swoich spojrzeń, nie zmniejszyło to jednak uśmiechu Malfoya.
-Powóz?
-Skróty.
-Ach – Lucjusz skinął głową, jakby to słowo wyjaśniało wszystko. –Zapraszam do Malfoy Manor. Pozbądź się zwierzątka i wchodź, proszę. – widząc niezrozumiałe spojrzenie Severusa wskazał na wielką różową ropuchę, która uwiła sobie wygodne gniazdo wśród czarnych włosów.
Snape znów przeklnął. Nie, nie miał dziś szczęścia. Nie on jedyny – pewien jasnowłosy młodzieniec spał spokojnie, nieświadomy pojawienia w domu gościa. A Severus Snape nie zamierzał mu pozwolić trwać w nieświadomości.
----------------------------------
Delikatny dotyk wyrwał go z snu. Wciąż błądząc w dziwnych, splątanych marzeniach zarejestrował że jest w swoim pokoju a nie w dormitorium; że leży w niezwykle miękkim łóżku, a wokół niego panuje przyjemna, jedwabista ciemność. Tylko ten dotyk... lekki, sunący po jasnych włosach i powoli przemieszczający się niżej, na jego ramię. Westchną cicho, czując ciepły dreszcz, rozchodzący się po ciele. Uchylił powieki, obejmując wzrokiem owinięty mrokiem pokój. Chłodne palce znieruchomiały. Obrócił się, nadal pogrążony w półśnie i z zaskoczeniem napotkał spojrzenie ciemnych, palących źrenic. Nim zdążył pojąc niezwykłość sytuacji – te oczy, ciemne, mroczne oczy... skąd on.. tutaj? – dłonie zacisnęły się boleśnie na jego ramionach, przyszpilając go do materaca. Jęknął cicho w poduszkę. Bolało. Ale czy nie powinien być już do tego przyzwyczajony? Tylko tutaj, nigdy tutaj... pokój, dom... miejsce gdzie czuł się bezpiecznie. To tylko fantazja, sen, koszmar, to nie dzieje się naprawdę. Ale ręka przesuwająca się brutalnie po linii kręgosłupa, i druga przytrzymująca go z niezwykłą siła w niewygodnej pozycji. Coś dziwnego dotknęło jego pleców. Liście? Poczuł, jak ostre kolce wbijają się na wysokości jego łopatki i suną w dół, rozrywając skórę. Róża... Róże z taką miłością pielęgnowane przez Narcyzę, magiczne pnące róże, okalające cały dwór. Róże o ostrych, długich kolcach i dziwnych kwiatach, które jego szalona matka wielbiła ponad wszystko.
-Wspaniała niespodzianka Draco? – spytał cichym, ironicznym głosem mężczyzna, gryząc go silnie w ramię - Tego się nie spodziewałeś, prawda?
Chłopiec krzyknął, chowając twarz w miękkiej poduszce i zaciskając zęby. Chłodne, bolesne ugryzienia przeniosły się na kark i szyję, i.. trwało to niemal bez końca. Ostre zęby kilkakrotnie przebiły cienką skórę - on chyba rzeczywiście jest wampirem, głupi Potter, niewiele się pomylił gdy go tak nazywał -która pokryła się ciepłą warstewką krwi. Draco już nie płakał, a jedynie leżał z przymkniętymi oczami i wtulony w aksamitną pościel ciężko oddychał. Snape - bo kim innym mógłby być ten mroczny kochanek o ciemnych źrenicach? - wydawał się całkowicie pochłonięty nowym zajęciem. Gryzł go, zostawiając na białej skórze czerwone ślady, pozwalając by ciepłe krople moczyły jedwabny kołnierzyk. Malfoy jęknął zaskoczony, gdy poczuł język zlizujący z jego ciała krew. Było naprawdę przyjemnie. To nie powinno być tak dobre. Nie! Język wsunął się do jednej z głębszych ran a Draco poczuł nagle jak cała krew odpływa w najmniej właściwą część ciała. Dlaczego on to mu robił? Draco wolał by być „przeleciany” niż... niż upokorzony w ten sposób. Nie powinien być tak twardy, tak napięty.. nie powinien błagać, prosić o więcej dotyku, więcej... Z zaskoczeniem stwierdził, że dłonie wsuwają się pod jego koszulę, a krótkie, tępo zakończone paznokcie zostawiają na jego plecach długie, czerwone pręgi. Mistrz Eliksirów miał dziś wyjątkowy nastrój na zadawanie bólu. Dziwnym trafem erekcja Draco nie zmalała, na szczęście Severus zbyt był skupiony na ty co robił, by zauważyć reakcję chłopca. Chłodne palce zerwały z niego spodnią część stroju i dłonie zdecydowanie rozsunęły jego nogi. Twardy członek przez chwile ocierał się o jego pośladki, pozwalając mu dokładnie zrozumieć, co się za chwilę wydarzy. Chłopiec mocniej przycisnął ciało do pościeli, modląc się by On niczego nie zauważył, by... Krzyknął gdy został rozdarty od środka. To już nie było takie miłe. Zagryzł wargi. Znów był jedynie rzeczą. Zabaweczką. Nic nie wartą lalką, która nawet nie umiała właściwie rozkładać nóg. Nim z jego gardła zdążył wydobyć się następny okrzyk bólu, jedna z dłoni zasłoniła mu usta, a druga jeszcze silniej chwyciła jego biodro, nie pozwalając mu odsunąć się nawet o cal. Biodra znów poruszyły się, i było to niezwykle silne i głębokie, bardziej niż poprzednie. I znów, znów. Drżał, nie potrafiąc zrozumieć siebie i swoich uczuć. Przerażający ból, ciągłe uczucie rozrywania, rozdzierania... a jednocześnie dziwna, niewłaściwa przyjemność, pożądanie i pragnienie. To nie powinno być tak... Przecież nie chciał. Nienawidził tego. Czyżby naprawdę podobał mu się gwałt? A czy jeśli nie protestował – bo przecież nie protestował, nie mówił nic, nie powiedział„nie!” – to czy nie sam oddawał się w jego ręce? Dlaczego więc tego chciał? Ruchy mężczyzny były coraz szybsze, coraz agresywniejsze... wchodził w niego cały, w nieznośnie namiętnej pieszczocie ocierając ten punkt wewnątrz , który sprawiał, że młody Malfoy miał ochotę krzyczeć... nie z bólu, ale z pragnienia.
„Nigdy, nigdy więcej nie pozwolę na to..”. – obiecał w myślach, nienawidząc się za to, ze chciał, ze pożądał... Zacisnął szczęki, a kilka pojedynczych, kryształowych łez spłynęło po jego policzkach. Mistrz Eliksirów po kilku silnych wtargnięciach znieruchomiał, wytryskując w jego ciasnym wnętrzu. Draco poczuł jak język głodzi jego kark, zbierając ostanie krople krwi. Jakże nienawidził tego mężczyzny, wszystkiego co z nim zrobił. „Nie pozwolę mu tak sobą zawładnąć. Nigdy. Nie pozwolę”.
-Spotkamy się na śniadaniu Draco –wyszeptał jedwabiście Snape, zsuwając się z łóżka jednym ruchem i zapinając ubranie. Z dziwnym umiechem zerwał z porzuconego na brzegu łózka kwiatu piękne, krwistoczerwone płatki i rozsypał je na jasnych włosach chłopca –Pamiętaj, że powinieneś być choć trochę zaskoczony, gdy ujrzysz mnie nad ranem.
To był chichot. Albo śmiech. Cichy, szyderczy odgłos wydobywający się z głębi gardła, niezwykle podobny do charkotu i rozbrzmiewający w uszach chłopca nawet gdy mężczyzna już wyszedł z pokoju. A właściwie wyskoczył. Oknem. Gdyby Draco bardziej wsłuchał się w ciszę, usłyszał by ciche zaklęcie „levito”. Przymknął oczy i skulił się na łóżku, a jego ciałem wciąż targały nerwowe dreszcze. Nie musiał się wsłuchiwać. Nie istniał inny sposób dostania się do jego sypialni. Snape nie mógł przyjść korytarzem. Drzwi do pokojów były pieczętowane przez skrzaty specjalnymi zaklęciami, a pokój młodego Malfoya zamykany był dodatkowo przez jego ojca na klucz. Gdy Draco był jeszcze dzieckiem, kilkakrotnie znaleziono go na dachu... to chyba nazywało się lunatykowanie. Oczywiście z tego się wyrasta, a on już od jakiegoś czasu nie miewał nocnych „przygód” Lucjusz wolał jednak zachowywać daleko idącą ostrożność... Chłopiec spojrzał na okno. Dlaczego go nie zamknął? Dlaczego tak bardzo upierał się przy spaniu przy otwartym oknie? Zacisnął dłonie na prześcieradle, próbując odsunąć myśli od tego co się wydarzyło. Wciąż czuł napięcie w dole brzucha, ciało domagało się zaspokojenia pragnień. Ale nie chciał, nie mógł, nie potrafił... Poruszył się lekko, jęcząc gdy twardy członek otarł się o zimną pościel. „Dlaczego On to ze mną robi? Dlaczego tak bardzo mu zależy na tym, by mnie złamać, zniszczyć? Nie pozwolę, już nigdy nie pozwolę...”
Nie chciał by Snape miał nad nim taką władzę, by sprawiał że płonął z pożądana. Jego biodra znów poruszyły się bez jego woli, przerywając tok myśli. To... nie chciał tego. Nienawidził. Znów otarł się o prześcieradło, zatapiając zęby w swoim przedramieniu, próbując stłumić rozpaczliwy krzyk. Tak bardzo tego potrzebował. Ręka bez jego woli podążyła w stronę ud, gładząc delikatną skórę. Spojrzał w dół. Palce powoli obrysowywały drobne, pojawiające się na skórze siniaki - dlaczego zawsze musi mnie oznaczyć? Jak zwierzę, rzecz... - ostrożnie dotykając bolesnych miejsc. Miauknął, obserwując własną dłoń, zbliżającą się twardej męskości.
Robił to już nieraz, przecież nie był dzieckiem... ale to była raczej zabawa, przyjemne doświadczenie, a nie rozpaczliwa potrzeba. Oblizał usta. Wilgotne wargi rozchyliły się, a chłopiec zamruczał cicho. Dłoń przesunęła się po jego członku, pewnie, zdecydowanie. Cofnął palce i zbliżył je do ust, oblizując językiem. Suchy dotyk nie byłby zbyt przyjemny, wcześniej zawsze robił to w wannie. Hm... sławne opanowanie Malfoyów. Niejednokrotnie zwijał się ze śmiechu, widząc Blaise przekradającego się do łazienki i próbującego ukryć poranną erekcję. Draco nigdy nie miał z tym problemu, nigdy też nie był zmuszony zaspokajać się w łóżku. Ale teraz... musiał to zrobić. Natychmiast. Wilgotna dłoń wróciła pomiędzy jego uda i objęła wyprężony członek. Przesuwał nią w górę i w dół, gładząc i dotykając. Zacisnął silniej palce na wrażliwej główce, i zsunął je niżej aż do nasady, później znów powrócił do czubka penisa, czując pod palcami spływający płyn. Coraz bardziej stanowczo poruszał ręką, nie zwracając uwagi na to, że miękkie kosmyki włosów całkowicie zasłoniły mu oczy, opadając na twarz. Jęknął głośno, dochodząc we własną dłoń i plamiąc palce nasieniem. Otarł dłoń o prześcieradło.
Przez chwilę leżał nieruchomo, czekając aż skończą się dreszcze orgazmu, i jego ciało zacznie reagować normalnie. Nie mógł powstrzymać cichego, głębokiego mruczenia. Ból mieszał się z przyjemnością, wprowadzając go w stan dziwnego zmieszania i dezorientacji. Nienawidził. Potrzebował.
"Nigdy nie pozwolę ci znów doprowadzić mnie do takiego stanu..."
Wstał, krzywiąc się z bólu, i owijając się wilgotnym, zmiętym prześcieradłem, przeszedł do łazienki. Zrzucił na ziemię mokry materiał, zdarł poplamioną krwią koszulę i stanął przed lustrem.
Wyglądał jak ofiara pobicia... „Jeszcze tylko podbite oko i mielibyśmy jakże malowniczy obrazek” – pomyślał, wykrzywiając usta. Na biodrach i udach ślady zaciśniętych palców, bok, zwłaszcza pomiędzy żebrami odrapany, a szyję i częściowo ramiona pokryte śladami ugryzień. Jak po miłym rendez - vous z wampirem. Przedtem nawet tego nie zauważył, ale teraz ból wydawał się bardzo dotkliwy. „Gdybym mógł tylko użyć jakiś nie wzbudzających podejrzeń zaklęć”- westchnął w duchu, przesuwając dłonią po zakrwawionych ramionach. Jak miał ukryć te ślady? Gdyby ojciec zobaczył go w takim stanie, czułby jedynie zimną pogardę. Nieznosił słabych, uległych ludzi.
„Znienawidził by mnie. Zawsze był tak cholernie obojętny.... nie obchodziłem go ja, ale to, że reprezentuję sobą rodzinę Malfoyów i powinienem zachowywać się godnie i dumnie. A to „godne” nie było.”
-----------------------------------
Draco ziewnął, przysłaniając usta dłonią. Był zmęczony, ledwo utrzymywał się na nogach – ostatniej nocy niezbyt dałem mu wypocząć. Luu także zauważył senność chłopca. Uśmiechnął się i położył dłoń na jego ramieniu. Słodki, rodzinny obrazek. Tylko dlaczego wydał mi się tak mdląco sztuczny? Jakbym oglądał dwóch marnych aktorów grających jeszcze marniejsze role. Może to tylko syndrom szpiega-zdrajcy, we wszystkim doszukującego się fałszu i podstępu?
-Choć Draco. Odprowadzę cię do sypialni – powiedział spokojnie Malfoy. Wciąż traktował chłopca jak dziecko – odprowadzić, zaprowadzić, wskazać, nauczyć. Doskonale nauczył młodego Ślizgona bycia marionetką. Powinienem mu podziękować. – Zaraz wrócę Severusie. Poczekaj proszę ten moment.
Nie pozostało mi nic innego jak wzruszyć ramionami. Dlaczego miałbym mieć coś przeciwko? Draco był zbyt wykończony, by zamiast grzecznie położyć się spać, wdawać się w dyskusję typu „On-jest-potworem-krzywdzi-mnie-zrób-z-tym-coś-tato!”
Oparłem się na poręczy. Musiałem zrobić wszystko, aby zapobiec wydaniu się mojej małej tajemnicy. Nawet jeśli ceną tego byłoby zostawienie w spokoju dziedzica fortuny Malfoyów. To co robiłem było złe... bardzo złe. Lucjusz był moim przyjacielem. Ja byłem ojcem chrzestnym Dracona. Narcyza- kiedyś przyjaźniliśmy się. Bardzo. A Mag...
Potrząsnąłem głową. To tylko wspomnienia, głupie wspomnienia.
Nie było nic bardziej nęcącego, że robienie czegoś tak złego, i to osobom, które wydawały się być mi bardzo bliskie. Nikczemność przewyższała wszelkie serum namiętności i pożądania. Okrucieństwo i podłość były najsilniejszymi afrodyzjakami. W tej sytuacji nawet najdłuższa przyjaźń, miała naprawdę małe znaczenie. Zwłaszcza, ze zawsze robiłem dla Dracona więcej niż dla innych uczniów – od wielu lat niemal wycierałem mu ten dumnie zadarty nos i wyciągałem go z kłopotów za arystokratyczne uszy. Nawet to ostatnie... Broniłem go jak głupiec, żeby tylko nie wyleciał ze szkoły, a zamiast tego powinienem publicznie sprawić mu lanie na goły tyłek. Hmm.. właściwie nie zapowiadało się na to, aby Draco zamierzał się zbuntować, więc... więc kiedyś mógłbym to zrobić. Oczywiście bez publiczności i w bardziej prywatnym miejscu. W sypialni.
Młody Malfoy klęczący na łóżku, ciało drżące z przerażenia i oczekujące na uderzenie. To była bardzo kusząca wizja.
-O czym myślisz Severusie? – Malfoy stanął tak blisko mnie, że nasze ramiona niemal się stykały. Długie białe włosy lśniły w świetle księżyca. W ten sposób za kilka, kilkanaście lat, mógłby wyglądać Draco. A jednak nigdy nie myślałem o Lucjuszu w jakikolwiek seksualny sposób, więc nie mogło tu chodzić o cechy fizyczne...Może więc dlatego, ze Draco w był niemal dzieckiem? Nie! Nie jestem pedofilem! On miał już szesnaście lat.
-Severusie!
-hm? – oderwałem się od myśli. Czyżby Luu o coś pytał? Szlag. Nie jestem, nie jestem pedofilem!
-Oczywiście, że nie – potwierdził gładko Lucjusz.
-Wiesz, że używanie legitymencji na przyjaciołach jest naruszeniem wszelkich zasad dobrego wychowania i niszczy zaufanie? – warknąłem, zastanawiając się, jak to się stało, że udało mu się wedrzeć niezauważalnie do mojego umysłu. Muszę zacząć bardziej się pilnować.
-Tak, to bardzo nieeleganckie zachowanie – ale wcale nie konieczne jeśli ktoś wypowiada na głos swoje myśli.
Czarny Merlinie!!
Naprawdę powinienem się bardziej pilnować. Stała czujność. Nienawidziłem tego sztucznookiego aurorskiego drania – jeszcze cię dorwę Snape, popełnij tylko jeden mały błąd, jeden błąd, a z czystym, przepełnionym radością sercem wypruję ci flaki. Jednym, silnym zaklęciem ,które używa się do drylowania ryb-ale w tym jednym miał rację. Stała czujność. Mówienie do siebie, to pierwsze oznaki szaleństwa.
Nie jestem szaleńcem, nie jestem!
-Oczywiście że nie. Ale jakbyś... to nic złego, naprawdę.
Kurwa
-Znowu.
-Nie – roześmiał się. Malfoyowie śmieją się.. dziwnie. Chyba brak im praktyki. No cóż.. ja nigdy się nie śmieję – Domyśliłem się.
-Acha.
Znów się uśmiechnął, a ja odniosłem wrażenie, jakbym znalazł się w pobliżu białej, szczeżącej się kobry. Tak śmiał się tylko gdy planował coś naprawdę złego. Zmrużył oczy a ja znów przypomniałem sobie, jak ta chłodna stal jest podobna do tęczówek Draco. W jego ręce pojawił się niewielki, ozdobny klucz. Wciąż uśmiechając się wyciągnął rękę i położył go na wnętrzu mojej dłoni.
-Ja domyślam się bardzo wielu rzeczy Severusie. Bardzo wielu – powiedział spoglądając mi prosto w oczy. – Wiem na przykład jak spędziłeś wczoraj początek nocy....
Zatrzymał się, tak jakby oczekiwał ode mnie jakiejś reakcji. Jeśli tak było w rzeczywistości musiał bardzo się zawieść - nie zamierzałem przerywać milczenia.
--To klucz do pokoju Draco – mówił dalej, spokojnym, chłodnym głosem. – Drzwi są o wiele wygodniejsze niż okno. Muszę wyjechać na kilka dni... myślę, ze jesteś odpowiednią osobą, by przypilnować mojego syna, by zachowywał się grzecznie. Zawsze możesz go przecież ukarać.
-A skąd wiesz, że twoje informacje są prawdziwe – wyszeptałem, nachylając się lekko. –Może twoi informatorzy się mylą?
-Nie przyjacielu. Nie mylą się – Lucjusz uniósł lekko brwi. Cholerny, zimny sukinsyn – Nie wiem czy jesteś tego świadomy, ale w mojej posiadłości-tak jak i w Hogwarcie-są nałozone zaklęcia wykrywające każdy przejaw magii. Nie wiedziałeś o tym?
Mogłem jedynie pokręcić głową. Skąd miałem wiedzieć? To dlatego Albus był zawsze świadomy większości moich działań. Powinienem był sprawdzić, dowiedzieć się....
-Co więc zamierzasz... –wysyczałem powoli, starając się nadać głosowi jak najbardziej złowróżbny ton.
-Nic... – stwierdził, przesuwając palcami po ozdobnym wykończeniu laski. Cholerny, arystokratyczny rekwizyt. – Ja pojadę, ty zostaniesz i... trochę się pobawisz.
Dał mi go. Dał mi swojego syna niczym rzecz, zabawkę, lalkę. Pochyliłem głowę, próbując jakoś pojąć całą tą sytuację. Dlaczego? Po co to wszystko, czemu w ten właśnie sposób?
–Przemyśl to. – syknął cicho i wyszedł. Dumnym, powolnym krokiem, który sprawiał, że każdy normalny człowiek chciałby go kopnąć w.... hmm..., ewentualnie zrobić coś innego, równie poważnie naruszającego „przestrzeń osobistą”. Nic nie mogło mnie bardziej doprowadzić teraz do szału niż jego chód. Spokojny, drwiący...
To było niczym sen, koszmar. Tylko chłodny dotyk metalu – wciąż trzymałem klucz w dłoni – sprawiał że miałem świadomość, ze to dzieje się naprawdę.
Nad ranem, z ludzi pozostaliśmy w MalfoyManor już tylko we dwoje – ja i Draco. Nie pozostało mi więc nic innego jak skorzystać z gościnności gospodarza. Jak cię częstują winem, wypada wypić, jak młodym, rozkosznym ciałem – wypada skorzystać.
I razem zaplączemy się w pajęczą nić....
To nie miłość, jeszcze nie...
Lecz czy bez ciebie mógłbym dalej żyć?
-----------------------------------------------------------
Ktoś powiedział, że w Lalce zbyt lekko przechądzę od brutalności, okrucieństwa i tym podobnych do scen z lekka humorystycznych.
Dla mnie Lalka jest jak życie: słodko-gorzko-śmieszna. Zaplątana.
I taka pozostanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Seira
Dołączył: 19 Wrz 2007
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Opole
|
Wysłany: Pon 0:28, 28 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Ten fick jest straszny. Nie chodzi o to, że jest zły, wręcz przeciwnie. Złe jest to, że on nam się podoba i to, co robisz z biednym Draco
Severus...to całkiem inne spojrzenie na tę osobę. Ta dobra ja krzyczy: pedofil! I to do tego w szkole! Ta zła strona mnie: podoba mi się taka wersja Snape'a. To chyba przez to, że naczytałam się ficków o Severusie pomagającym Potterowi, a ileż można w końcu. A wiesz, jaki jest mój stosunek do ff: moje wyobrażenie osoby i swiata, moje zdarzenia, nie podoba się - nie czytaj Severus który lubi okrucieństwo, wykorzystywanie innych...jestem zdolna sobie to wyobraźić. Chociaż to, że kogoś gwałci
Cytat: | Malfoy jęknął zaskoczony, gdy poczuł język zlizujący z jego ciała krew. Było naprawdę przyjemnie. To nie powinno być tak dobre. Nie! Język wsunął się do jednej z głębszych ran a Draco poczuł nagle jak cała krew odpływa w najmniej właściwą część ciała. |
Najgorsze w tym fikcu jest to, że wszystko było by inaczej, gdyby nie zmuszał, gdyby okazał trochę zainteresowania swojej..."lalce" [och, mon dieu]Ale oczywiście RudyDrań nie zrobi nam tej przyjemności
Lucjusz...co za drań! Żeby to dziecko nie czuło się dobrze we własnym domu? I na co mu to jest? Potraktował Draco jak rzecz[ jak lalke]. Zuy Lu, nie lubie go!
Poza tym, podobają mi się przemyślenia Draco. Pomimo własnej krzywdy, dalej zachowuje się jak dumny Malfoy. On nawet odsuwa swoje cierpienia na dalszy tor. Honor przede wszystkim.
Cytat: | - Nie takiego prezentu spodziewał się pan, panie Malfoy.
Złośliwy, szyderczy głos. Draco zwinął się jeszcze bardziej, nie zważając nawet na to, że Mistrz Eliksirów wychodzi, zostawiając go samego w gabinecie. Ach tak... Całkowicie o tym zapomniał. Miał dziś urodziny. |
A to...Al, litości... ty nie możesz być az taka zUa, prawda? Powiedz, że nie..<naiwna>
W tym ficku brakuje mi butności Draco, sarcazmu i ignorancji. Owszem, rozumiem, dlaczego jest taki a nie inny. Może...stwórz mu sytuacje, w której będzie miał okazje być sobie trochę bardziej złośliwym, bo scena z Blaisem mnie nie usatyswakcjonowała. Dawaj mi kłótnie i bójkę z Potterem, Al! '
Tak, ja też jestem zUa, nie masz na to monopolu! Za niedługo chcę zobaczyć tu następny rozdział! No! I trochę miłości dla Draconka....bo ja zwariuję przez tego ficka....
Buziaki
Seira :*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Seira dnia Pon 0:30, 28 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Itooshi
Dołączył: 04 Lis 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 20:40, 02 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
ekhm... cóż... nie podobało mi się, niestety.
Nie chodzi mi tu oczywiście o styl ani formę gramatyczną, ale... nie, to nie jest to co lubię czytac, tym bardziej, kiedy tym "złym" jest mój Sev. Rola gwałciciela po prostu do niego nie pasuje.
Co do ff'ów z takim Snape'm mam takie samo podejście jak do takich z Mistrzem Eliskirów bez sławnego CIS'u, albo paringu James Potter & Syriusz Black.
To tyle.
Pozdrawiam
Itooshi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
NoName
Administrator
Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: NoWhere
|
Wysłany: Nie 2:16, 03 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Z przyczyn technicznych Forum EL zostaje przeniesione.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wszystkie posty zostały już przeniesione, prosimy użytkowników o rejestrowanie się, aby można było przyporządkować posty do użytkownika
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez NoName dnia Nie 2:19, 03 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|