Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna FORUM PRZENIESIONE!
nowy adres: http://exlibris.ifastnet.com
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W jednym momencie [M]

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> Slash
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Itooshi




Dołączył: 04 Lis 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:02, 24 Lis 2007    Temat postu: W jednym momencie [M]

Oto moja minaturka z ukochanym paringiem zaraz po Snary Wesoly Oto przed państwem:

W jednym momencie
Autor: Ja, czyli Itooshi
Paring: Severus Snape & Remus Lupin
Beta: brak bety
Gatunek: Lemon, yaoi
Klasyfikacja: nie mogę się zdecydowac między PG-13 a R.
W jednym momencie

Uwielbia być wrednym. Dumą wypełnia go fakt, że potrafi przerazić ucznia tak bardzo, że ten ma ochotę rzucić się z Wierzy Astrologicznej. Czuje okrutną satysfakcję, kiedy w oczach młodych czarownic (i niektórych czarodziejów) widzi łzy upokorzenia. I wie, że wszyscy studenci go nienawidzą. Och, doskonale zdaje sobie z tego sprawę! Nie raz miałem nadzieję, że może jeszcze coś wpłynie na jego zachowanie, zmieni się choć odrobinę i będzie minimalnie milszy. Nadzieja jest matką głupich. Muszę jednak przyznać, że ta jego... postawa robi na mnie wrażenie, szczególnie wtedy, kiedy jestem tylko niewinnym podsłuchiwaczem, a nie ofiarą jego humorów.
Słucham jak beszta jednego z Puchonów, odbierając mu około trzydziestu punktów i żal mi tego biednego chłopca. Możliwe, że po większej ilości takich „natknięć” na profesora, będzie miał uraz do końca życia. Nigdy nie wiadomo co zrodzi się w umyśle dziecka.

Patrzę na odchodzącego ucznia i wychodzę zza zakrętu. Mistrz Eliksirów obrzuca mnie pogardliwym spojrzeniem i odwraca się na pięcie. Wzruszam ramionami, starając się nie przewracać oczami. Zawsze robi to samo, kiedy mnie widzi. Odchodzi, by zgodnie z prośbą Albusa „pomóc mi w zaklimatyzowaniu się w szkole”. Kiedy odpowiednio się „zaklimatyzuję” na pewno nie oszczędzi mi kilku, albo i kilkudziesięciu przykrych uwag. Przynamniej wiem co mnie czeka. A raczej domyślam się. Wiem, że nie przyjdzie dzisiaj do mojego gabinetu by dać mi eliksir tojadowy. Wczoraj oznajmił dyrektorowi, że niestety ale skończył mu się cały zapas, a tak się niefortunnie złożyło, że nie miał więcej tojadu w swoim składzie. Oczywiście było mu bardzo przykro z tego powodu, co potwierdzia tak wielka ironia w jego głosie, że zadrżałem ze złości. Jestem spokojnym człowiekiem, nie lubię unosić, ani niepotrzebnie denerwować, ale ta jego sarkastyczna natura czasami doprowadza mnie do szału! A on doskonale o tym wie, i wydaje się świetnie bawić, widząc jak zaciskam pięści. I kiedy Albus ze smutkiem powiedział, że w takim razie na pewno nie będzie miał nic przeciwko, by odwiedzić mnie po przemianie, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem na widok jego miny. Prawie para poszła mu z uszu z wściekłości, kiedy odwrócił się i odszedł, a czarna szata okręciła się wokół jego kostek. Muszę jednak przyznać, że moją podejrzliwość wzbudził dziwny błysk w oczach Dumbledora. Owszem, jego spojrzenie zawsze było trudne do wytrzymania, ale... ale nigdy nie widziałem by patrzył w taki sposób. Tak, jakby to wszystko zaplanował. Tak, jakby chciał żeby... Nie, to głupie.

I teraz patrząc na oddalającego się Severusa, w mojej głowie znowu kiełkuje myśl, że cała ta chora sytuacja naprawdę została ukartowana, by zbliżyć nas do siebie. Wiem, że to głupie i wiem, że nie ma najmniejszego sensu. No bo dlaczego Albus miałby robić coś takiego? Nie byłby chyba na tyle naiwny, by wierzyć, że ja i Mistrz Eliksirów... Mam ochotę roześmiać się do własnych myśli. Niedorzeczność!
Odwracam się do okna i obserwuję jak słońce w połowie ukryte za horyzontem, obiecuje, że wróci jutro, machając mi na pożegnanie ostatnimi jasnymi promieniami. Wiem, że powinienem wrócić do swoich kwater, ale nie mam ochoty na razie się stąd nigdzie ruszać.
Słyszę ciche kroki i odwracam się powoli. Minerwa uśmiecha się miło, wita się skinieniem głowy, pyta czy wszystko w porządku i odchodzi. Wzdycham cicho, kiedy ból pulsujący pod czaszką wzmacnia się. Ruszam ciężkim krokiem w kierunku swoich komnat, czując, że ta noc będzie bardziej niż ciężka.

Ktoś odpina kajdany na moich nadgarstkach i, klnąc siarczyście, podnosi mnie z zimnej podłogi. Moje ciało płonie bólem, kiedy poraniona skóra styka się z szorstkim materiałem, jęczę więc bezwiednie. Słyszę jakieś słowa, ale nie jestem w stanie zastanawiać się nad ich sensem. Mam ochotę umrzeć, pozbyć się bólu i tego cholernego wilkołactwa!
Ktoś mówi „Nie umieraj”, nie wiem jednak kto. Syriusz? Tak, to napewno on. Tylko Łapa troszczył się o mnie po przemianie, kiedy James uganiał się z Lily, a Peter znikał na całe dnie.
- Lupin, do cholery!
Bardzo powoli otwieram powieki, po czym kwilę cicho, zaciskając je z powrotem. Słońce wdzierające się przez okna drażni moje oczy. Mam wrażenie, że wypala mi w czaszce dwie czarne dziury.
- No wstawaj, przeklęty wilkołaku!
To stanowczo nie jest Syriusz. Łapa tak do mnie nie mówił, nawet kiedy się wściekał.
Zgodnie z poleceniem ponownie otwieram oczy. Zasłony zostały zaciągnięte, ograniczając dostęp światła do pokoju i wzdycham z ulgą.
Z głośnym stęknięciem odwracam głowę do miejsca, z którego dochodził
głos i zamieram. Snape. No tak... dyrektor kazał mu przyjść.
- Nie ruszaj się – warczy, kiedy próbuję się podnieść. Czuję, jak po moim torsie spływa coś mokrego, ale nie mam odwagi spojrzeć na swoje ciało. Zerkam jedynie na moje ręce. Nadgarstki zostały niemal całkowicie obdarte ze skóry, stróżki krwi spływają z ran aż do łokci. Przyrzekam sobie, że nigdy więcej nie użyję tych przeklętych kajdan. Wiem, że wszystko musi zagoić się samo, wiem też, że zaklęcia i eliksiry tylko spowalniają gojenie, nie błagam więc Severusa o pomoc, choć w tej chwili byłbym do tego zdolny. Jestem mu wdzięczny za to, że jest ze mną, nawet jeśli go nie lubię.
- Czy... umrę? – pytam słabo, starając się nie brzmieć jak ktoś pełny nadziei.
- Nie umrzesz – mówi Severus, ale jego spojrzenie nie jest pewne tak jak słowa.
Kiwam krótko głową, a moje powieki opadają.

Kiedy budzę się ponownie, leżę we własnym łóżku, szczelnie przykryty kołdrą. Podnoszę się na łokciach i krzywię, kiedy fala bólu, choć nieco mniejsza niż przedtem, atakuje moje ciało.
Z zdziwieniem zauważam siedzącego w fotelu Mistrza Eliksirów. Jego czarne oczy utkwione w książce błyszczą lekko, na ustach błąka się delikatny uśmiech, jakby czytany tekst go rozśmieszał. Jeden z jego długich palców przesuwa się po dolnej wardze, zupełnie jak w pieszczocie.
Z mojego gardła wyrywa się suchy kaszel, a na kremową pościel kapie kilka kropel krwi.
Snape patrzy na mnie zaskoczony, po czym wstaje z miejsca i podchodzi do łóżka szybkim krokiem. Bez słowa przykłada chłodną dłoń do mojego czoła, mrucząc coś do siebie z irytacją.
Przyciskam głowę do zimnych palców i wzdycham zadowolony.
- Kładź się, Lupin. Masz gorączkę. – Mgliście zdaję sobie sprawę, że głos Severusa nie brzmi tak jak powinien, ale nie mam sił by zgłębiać to niecodzienne zjawisko. Chwytam go za dłoń, zamykając oczy.


******

Czuję na swoim nadgarstku słaby uścisk i patrzę zdziwiony na Lupina. Na jego ustach błąka się lekki uśmiech, oczy zamykają się powoli. Próbuję zabrać rękę, ale chwyt Rem... Lupina wzmacnia się tylko, a jego twarz wtula się w moją dłoń.
Pochylam się, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na zmęczoną twarz
profesora Obrony Przed Czarną Magią. Jego policzek przecina płytka blizna, ale delikatne, niemal chłopięce rysy twarzy dodają mu niewinności.
Powieki Lupina unoszą się nagle, jego brązowe spojrzenie spotyka się z
moim.
- Syriusz... – mamrocze słabo, ciągnąc mnie w dół. Moje usta dotykają jego warg i zamieram. Nie, nie, nie... o Merlinie, toż to sama słodycz.
Zamykam oczy, kładąc dłoń na policzku Gryfona, przyciągając go jeszcze bliżej. Jego wargi rozchylają się zapraszająco i nie mam ochoty im odmówić, chociaż to nie moje imię zostało wyszeptane. Mój język zaznajamia się z drugim, równie chętnym językiem, pieszcząc podniebienie, muskając lekko zęby...
Ciało Lupina wiotczeje w moich ramionach i wiem, że stracił przytomność. Gorączka najwyraźniej nadwerężyła jego siły. Odsuwam się od niego, zastanawiając się, czy mogę nienawidzić Blacka jeszcze bardziej... okazało się, że mogę.

Lupin budzi się jeszcze kilka razy, choć jest to raczej dziwny letarg w którym wymawia imię Kundla. Za każdym razem uciszam go pocałunkiem o który tak zapalczywie prosi, czując, że to co robię będzie brzemienne w skutkach. Ale zapominam o tym, ilekroć tylko pochylam się nad nim, czującprzyśpieszony oddech na swoich ustach i równocześnie mając gdzieś całą niechęć jaką do niego żywię.
Obserwuję jak na dziecięcej twarzy znowu pojawia się pełen rozkoszy uśmiech, jak zasypia, mamrocząc coś pod nosem.
Odwracam się i siadam w fotelu, chwytając do ręki książkę, chcąc zając czymś myśli, zanim Remu... Lupin znowu się obudzi i poprosi o pocałunek.


- Severusie...
Otwieram powoli oczy, starając się rozbudzić zesztywniałe ciało. Pocieram twarz dłońmi i spoglądam na łóżko, na którym siedzi Lupin. Wygląda lepiej niż przedtem. Rany od ugryzień na jego ramionach zniknęły, pozostawiając po sobie jedynie blade blizny. Zdumiewające... ciało wilkołaków faktycznie bardzo szybko się regenerowało.
- Widzę, że czujesz się lepiej – mówię zimno, choć z pewnym trudem. Mój głos zachrypnięty od snu, nie brzmi tak jakbym chciał.
- Tak, dziękuję – odpowiada spokojnie i uśmiecha się nieśmiało.
Muszę stąd wyjść...
Kiwam jedynie głową i odwracam się w kierunku drzwi.
- Powiadomię dyrektora o twoim stanie zdrowia – rzucam niedbale i wychodzę z jego kwater szybkim krokiem.

***

Wiem, że to co się stało nie było jedynie wytworem mojej wyobraźni. Wiem też, że to nie Syriusz mnie całował.
Severus potrafi zaskakiwać, nie ma co.
Dotykam lekko swoich ust, czując lekkie drżenie przechodzące przez moje
ciało. Pocałował mnie. Severus Snape mnie pocałował. Mnie. Severus.
I nie było to nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. To była.. szalenie
podniecająca myśl. Tylko... czemu?


Kolejny dzień nie wniósł nic do moich przemyśleń na temat postępowania Severusa. Unikał mnie jak zwykle, nie pojawiał się na posiłkach, ani w
pokoju nauczycielskim, przesiadując cały czas w swoich lochach. To było
dziwne...
Czuję paląca potrzebę porozmawiania z nim, chcę dowiedzieć się dlaczego mnie pocałował, skoro brzydzi się nawet na mnie spojrzeć. Zerkam na zegar wiszący na ścianie i wzdycham ciężko. Mija dziesiąta wieczorem, a ja nadal nie mogę się zdecydować - iść, czy zapomnieć o całej sprawie.
Nie, udawanie, że nic się nie stało nic nie da. Muszę z nim porozmawiać! Moja pewność siebie maleje z każdym krokiem, który przybliża mnie do gabinetu Severusa, ale nie zawracam. Mam ochotę urządzić mu awanturę, ale wiem, że to i tak nic nie da, a jedynie pogorszy sprawę. Pukam cicho do drzwi, słysząc dobiegające zza nich ciche przekleństwa.
- Wejść!
Naciskam klamkę, wciągam powietrze i wślizguję się do środka. Severus
przesuwa stojące na półce słoiki i fiolki, najwyraźniej czegoś szukając.
- Daj coś bachorowi do zrobienia, to zaraz spieprzy – mamrocze do siebie,
po czym nie odwracając się za siebie, zwraca się do mnie. – O co chodzi?
- Tego właśnie chciałbym się dowiedzieć – mówię głośno, błagając by mój głos nie drżał ze zdenerwowania. Dłoń Mistrza Eliksirów zamiera na chwilę w powietrzu.
- Co ty tu robisz, Lupin? – pyta zimno, kontynuując poszukiwania jak
gdyby nigdy nic. Widzę, że jest zdenerwowany moimi odwiedzinami i zaczynam zastanawiać się, czy moje przyjście tutaj nie było błędem.
- Dlaczego to zrobiłeś? – rzucam na wydechu, chcąc mieć to za sobą.
Odwraca się gwałtownie, a złośliwy uśmieszek pojawia się na jego twarzy.
- Dlaczego zrobiłem co, Lupin?
- Dlaczego mnie pocałowałeś.
Zamiera. Jego czarne oczy utkwione w moich, zdają się być oczami posągu, całkowicie puste, bez wyrazu. Milczenie które między nami zapada jest niepokojące, dlatego siłą powstrzymuję się, żeby nie wybiec z krzykiem z gabinetu. Severus jedynie patrzy...
- Nie wiem – mówi w końcu, a ja niemal wzdycham z ulgą, że zakończył
tą krępująca ciszę. Niemal... bo moje usta są zajęte odnawiania znajomości z wargami Mistrza Eliksirów, który warczy cicho, zaciskając dłonie na moich biodrach.
- Nie wmówisz mi – dyszę między pocałunkami – że... O Merlinie...
że to pomyłka...
Z jego gardła ponownie wydobywa się ten warczący dźwięk, a umiejętne
usta atakują moją szyję.
- Nawet nie wiesz – syczy z wargami toż przy moim uchu – jak bardzo bym
chciał, żeby tak było.
Jęczę, zaciskając ręce na jego szacie, ponownie wpijając się w jego
wargi.
- Aż tak mnie nienawidzisz? – pytam, nie odrywając od niego ust. Słyszę gardłowy jęk i odchylam głowę, mając nadzieję, że jego wargi ponownie spoczną na mojej szyi. Napieram biodrami na jego biodra, ocierając się mocno.
- Ach... nie wyobrażasz sobie... jak bardzo...
Spijam słowa z jego ust, zanim powie coś, czego obaj będziemy żałować,
a moje palce majstrują przy guzikach jego szaty. Jęczę z frustracji, kiedy udaje mi się odpiąć czwarty z nich. Severus znowu wydaje z siebie ten warczący dźwięk, popycha mnie na biurko i pochyla się, ponownie całując moją szyję. Och, to jest takie cudowne...
- Usiądź – mówi cicho. Spełniam jego polecenie, po czym krzyczę z rozkoszy, kiedy jego zimna dłoń wsuwa się za pasek moich spodni, chwytając sztywniejąca męskość.
- Severusie – jęczę, zaciskając palce na jego włosach. Jego ręka przesuwa się po moim członku tak delikatnie, że mam ochotę błagać o więcej, ale z mojego gardła nie chce wydostać się żaden dźwięk za wyjątkiem ochrypłego krzyku.
- Jeszcze raz – warczy, nie odrywając wzorku od mojej twarzy. Jego dzikie spojrzenie krzyżuje się z moim, a na jego wargi wstępuję dziwny grymas. – Powiedz to jeszcze raz.
Jęczę błagalnie, ale chłodna dłoń zaciśnięta na mojej męskości przestaje się ruszać.
- Severusie – krzyczę, wypychając biodra do przodu. Oczy Mistrza Eliksirów błyszczą tryumfalnie.
Wyginam się w łuk, odrzucając głowę do tyłu i zaciskając oczy, dochodząc gwałtownie w ręce Ślizgona. Opieram się o niego, drżąc na całym ciele jak osika. Snape odgarnia mokre włosy przylepione do mojego czoła i wyciąga dłoń z moich spodni.
- Nawet nie wiesz jak bardzo pociągający jesteś w takim stanie – mruczy
mi do ucha, przesuwając palcami po moich ustach. Oblizuję wargi i jęczę,
czując na nich smak własnego nasienia. Severus szybkimi ruchami pozbywa się mojej koszuli, spodni i swojej szaty. Jęczę, czując jego gorącą skórę na moim ciele, nogami oplatam jego biodra, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Jeden z długich palców drażni przez chwilę wnętrze moich ud, by po chwili przenieść się niżej. Krzyczę cicho, przywierając do torsu Mistrza Eliksirów.
- Cii – szepcze uspokajająco, poruszając palcem w moim wnętrzu. Szlocham z rokoszy, kiedy do pierwszego palca dołączył drugi, a następnie trzeci, rozciągając mnie od środka.
- Więcej – błagam, całując chętne usta Severusa.
- Rozłóż nogi – polecił ochryple.
Otwieram szeroko oczy, kiedy palce zastępuje coś o wiele większego. Krzyczę z bólu, czując jak moje mięśnie rozszerzają się boleśnie pod wpływem agresora.
- No już, spokojnie – dyszy Snape, głaszcząc lekko moje pośladki. - Rozluźnij się.
Rozkosz zastępuje ból z pierwszym pchnięciem. Kwilę głośno, oplatając
ramionami szyję Ślizgona. Jego ruchy są szybkie, gwałtowne, dzikie...
Zaciskam mocno mięśnie i otwieram szeroko oczy, dochodząc po raz drugi.
Severus jęczy ochryple, zamiera, po czym mocno napiera swoimi biodrami na moje, a gorący strumień rozlewa się w moim wnętrzu.
Obaj dyszymy jak po długim biegu z przeszkodami. Chowam twarz w zagłębieniu szyi Severusa i wzdycham, starając się uspokoić oddech. Mistrz
Eliksirów wysuwa się ze mnie z cichym jękiem. Nie mam siły ruszyć nawet palcem, dlatego dziwie się, kiedy Snape podnosi mnie do pionu, bierze na ręce i zanosi do swojej sypialni, mieszczącej się za ukrytymi drzwiami w gabinecie. Mgliście zastanawiam się dlaczego nie kochaliśmy się tam, ale nie odzywam się ani słowem.
Severus układa mnie na zielonej satynowej pościeli, przykrywa kołdrą, po
czym sam wślizguje się pod przykrycie. Przysuwam się niepewnie w jego
kierunku i wzdycham z wdzięcznością, kiedy jego ramię obejmuje mnie i
przyciąga bliżej.
- Obudź mnie rano – mruczę sennie i zamykam oczy.

***

To nie może być prawda.
Spoglądam na postać skuloną obok mnie na łóżku i wzdycham,
przykrywając Remusa po raz kolejny tej nocy. Strasznie się wierci przez sen.
Świetnie, Snape. Właśnie przeleciałeś swojego wroga. Zadowolony?

Uśmiecham się w ciemności.
O, tak... niesamowicie zadowolony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NoName
Administrator



Dołączył: 15 Wrz 2007
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: NoWhere

PostWysłany: Nie 2:36, 03 Lut 2008    Temat postu:

Z przyczyn technicznych Forum EL zostaje przeniesione.

[link widoczny dla zalogowanych]

Wszystkie posty zostały już przeniesione, prosimy użytkowników o rejestrowanie się, aby można było przyporządkować posty do użytkownika Wesoly


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NoName dnia Nie 2:37, 03 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum FORUM PRZENIESIONE! Strona Główna -> Slash Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin